Demon w Watykanie to lektura wstrząsająca. Jak zresztą każdy dokument odkrywający zło i podłość dziejącą się praktycznie na widoku, ba wygrzewającą się bezczelnie w świetle jupiterów. Po przeczytaniu tej książki długo nie mogłam dojść do siebie. Jak zdarta płyta wracało pytanie : JAK TO BYŁO MOŻLIWE?! Jak do licha ciężkiego jeden człowiek mógł stworzyć coś tak przerażającego, jak był w stanie TAK manipulować otoczeniem, jak nigdy nie pomieszały mu się role które grał. Jak to możliwe, że uchodził za świętego mając jednocześnie dwie żony, dzieci, molestując i gwałcąc dziesiątki młodych ludzi, w tym własnych synów?! Jak to możliwe, że za przyzwoleniem kościoła stworzył organizację mającą wszelkie cechy sekty, piorącą mózgi, tworzącą pajęczynę oplatającą hierarchów kościoła? Jak to możliwe, że papież dał się tak wpuścić w maliny? Ile naprawdę wiedział Jan Paweł II? A ile zatrzymało się na Stanisławie Dziwiszu? I, jeśli się zatrzymało, to dlaczego?!!!. Historia twórcy Legionów Chrystusa, to paskudna czarna plama na pontyfikacie papieża – polaka. Bo Macielowi “dał radę” dopiero Ratzinger.
Nie dziwię się, że dla autora, ksiądz Maciel był opętany przez demona. Cóż, naprawdę trudno uwierzyć w tak doskonałą pamięć, która pozwalała Macielowi przez całe życie, aż do śmierci nie wypaść z żadnej z licznych ról. I naprawdę trudno uwierzyć, że sam z siebie miał aż taki przemożny, charyzmatyczny wpływ na ludzi. Wreszcie.. łatwiej stwierdzić, że to musiał być demon niż przyznać, że w człowieku mogą istnieć aż takie pokłady zła.
Ale najbardziej przeraziło mnie podobieństwo do imperium jakie teraz buduje w najlepsze pewien zakonnik z Torunia. I znowu, przy aplauzie kościelnej hierarchii, manipulując wszystkimi, zgarniając kolejne bogactwa… tworzy swoją własną organizację, państwo w państwie nieledwie sektę. Czy za x lat dowiemy się nagle prawdy o kolejnym wężu wygrzewającym się na łonie kościoła?