Stwierdzenie, że Japończycy kochają koty to truizm. Wszyscy o tym wiedzą, ale… jak oni tak naprawdę kochają te koty? Czy stawiają je na piedestale i wielbią jak Egipcjanie? Czy koty zastępują Japończykom dzieci tak jak Amerykanom? A może po prostu są – jak w Turcji, traktowane z wyrozumiałą czułością, choć nieprzesadnie rozpuszczane?Kot który spadł z nieba to już druga po Kronikach kota podróżnika książka opowiadająca o kotach i Japończykach, dzięki futrzanym bohaterom pozwalająca zajrzeć za zasłonę złożoną z ukłonów i uśmiechów. I muszę to od razu stwierdzić – bardzo od Kronik inna. Nie ma tu kota narratora, nie ma głęboko ludzkiej choć kociej miłości. Kociczka którą opisuje autor, jest tak naprawdę jedynie pretekstem do opisania japońskich “stanów wewnętrznych”. Skrępowanych konwenansami, zagubionych, nie rozumiejących siebie. To opis człowieka plączącego się po swoim własnym życiu i patrzącego jak splot wydarzeń na które nie ma żadnego wpływu demoluje mu życie i jego własne przekonania. A koteczka? Utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że każdy kot jest kotem który spadł z nieba. Pod warunkiem jednakże, że człowiek do niego dorośnie.
Szkoda tylko dziwnego zakończenia kociego losu. Tak naprawdę nie wiemy dlaczego kocica zginęła. I kto był winien tej śmierci. Na niepewność czy raczej niewiedza chyba najbardziej wpłynęła na to, że książkę odłożyłam z poczuciem co najmniej niedosytu, jeśli nie wręcz zawodu.
Dla fanów japońskiego stylu życia i myślenia.