Grzędowicz Jarosław- Azyl

„Azyl” to zbiór opowiadań. Dodajmy – bardzo starych opowiadań, jeszcze z lat 80-tych i 90-tych, kiedy Autor dopiero zaczynał swoja przygodę z literaturą. Wydawane w raczkujących wtedy fanzinach czy pierwszych, dosyć efemerycznych periodykach, teraz zostały „odgrzebane” i wydane razem, uzupełnione o współczesny autorski komentarz (to akurat był bardzo dobry pomysł).

Cóż więc tu mamy? Ano, jest to wizja świata wyobrażonego jako pewnego rodzaju ekstrapolacja tej dosyć szarej rzeczywistości, która w tamtych latach działa się za oknami. Świat przyszłości, gdzie nie ma w zasadzie komputerów, internetu, wszechobecnych komórek, globalnych systemów inwigilacji. Owszem, są komputery, ale traktowane jako narzędzie typu młotek, a nie bramka do innej – dla wielu tej właściwej – rzeczywistości,  gdzie o kondycji, losie i przeznaczeniu człowieka decydują szery, lajki i hejty…. Trochę Lema, trochę Zajdla, trochę wczesnych zapowiedzi tego, co stanie się później fantasy.

Dobrze się to czyta, a i problemy stare jak świat są dosyć ciekawie ujęte. Bo co zrobić z bohaterem, który przeżył swój gwiezdny czas, a teraz już ani nie ma dla niego odpowiedniego miejsca w społeczeństwie, ani on sam nie do końca rozumie aktualną rzeczywistość… Albo – jeżeli my, ludzie, znajdziemy cywilizację odrobinę słabszą od nas technologicznie, to czy potraktujemy ją tak, jak ci co na naszej Ziemi znaleźli nowy kontynent – a na nim Indian? Kolejne – czy zawsze będzie jakaś opresja, jakieś obowiązujące wzorce myślenia, mówienia, działania i siedzenia cicho, oczywiście pilnowane przez kolejna mutację ZOMO? No i – czy z pomocą systemu informatycznego można człowieka zgnoić, wyeliminować ze społeczeństwa i doprowadzić do śmierci? W tym przypadku życie przerosło wyobraźnię Autora – to, co u niego wymagało najwyższej klasy fachowca, wirtualnego odpowiednika zawodowego zabójcy, dzisiaj jest w stanie zrobić co bardziej rozgarnięty informatycznie nastolatek ze swojego smartfona…..  Zbiór kończy się jedynym opowiadaniem napisanym współcześnie, właśnie tytułowym „Azylem” – tu tematem jest zagrożenie, którego istnienie jest brane poważnie dopiero od niedawna, czyli majstrowanie przy ludzkim genomie. Efektem,  jak to Autor ładnie nazywa, „czesania genów” jest rozejście się rodzaju ludzkiego już nie na poziomie społeczeństw, klas czy ras, ale na głębokim poziomie biologicznym – tak naprawdę powstają nowe gatunki człowieka, wyposażone w niewyobrażalną siłę, szybkość czy odporność. A efekt? To już nie jest jaskiniowy, naiwny rasizm – ci wszyscy gamma, sigma czy tau są przekonani o swojej wyjątkowości i nadczłowieczeństwie, żeby nie powiedzieć – statusie boga. I, co gorsza, jeśli chodzi o ich „osiągi” – to mają rację. Tyle tylko, że jak ktoś tak dalece ingeruje w naturę (albo – według innego paradygmatu – w kompetencje Absolutu), to natura (lub Absolut) tak tego nie zostawi…… a ostrzeżeniem był los Sodomy czy Gomory.

Co prawda nie specjalizuję się w sf, a na widok fantasy to od razu przechodzę na drugą stronę ulicy, ale „Azyl” przeczytałem z zainteresowaniem i – mam nadzieję – jakimś zrozumieniem. Jeżeli więc macie trochę czasu i ochoty na coś, co niby jest ramotką, ale tak nie do końca – polecam.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *