(1 / 5)
Drugi tom dzieje się zaraz po zakończeniu pierwszego. Nick uczy się swoich mocy i poznaje świat, do którego został wciągnięty w pierwszej części.
I tym razem fabuła jest pretekstowa i nadawałaby się na odcinek serialu, gdyby nie to, że samo jej rozpoczęcie zgrzyta. Po pierwsze – Nick ze swoją superinteligencją, którą autorka dalej nam wmawia powinien się szybciej zorientować co się dzieje. A po drugie – mając po swojej stronie bardzo potężnych opiekunów nie powinien mieć żadnych kłopotów z rozwiązaniem całego głównego wątku pstryknięciem palców. Ale problem złego trenera korzystającego z magii zostaje głównym wątkiem i wielkim wyzwaniem, mimo że Nick w swojej zajebistości nie ma problemu, żeby pyskować Śmierci, bo w końcu ten i tak nie może go zabić. Serio? I to ma się trzymać kupy?
W drugim tomie dostajemy trochę więcej informacji o świecie w trochę bardziej uporządkowany sposób. I zdecydowanie mniej nieistotnych postaci pojawiających się deus ex machina. Ale całość nadal jest chaotyczna, nudna i pozbawiona klimatu. Żeby było śmieszniej – historia dzieje się w Nowym Orleanie. Zawsze wydawało mi się, że wydobycie klimatu z tego miasta nie powinno być problemem, jednak autorka udowodniła mi jak bardzo się mylę. Historia mogłaby się dziać w dowolnym większym mieście i nie miałoby to najmniejszego wpływu ani na klimat, ani na fabułę.
Podobnie jak w tomie pierwszym autorka powtarza do znudzenia opisy charakterów, zamiast je nam pokazać. Nick dalej jest antypatyczny i irytujący. Postacie drugoplanowe nie mają znaczenia albo pojawiają się tylko po to, żeby zaserwować bohaterowi i czytelnikom jakiś mniej lub bardziej nieistotny fragment informacji. Jedyną ciekawszą postacią jest Nekoda, jednak strzępki informacji na jej temat są zbyt niewielkie i zbyt chaotyczne.
Zawsze mi się wydawało, że spinoffy są pisane między innymi, żeby przyciągnąć nowych czytelników. Ten skutecznie odstrasza – i od reszty tomów, i od głównej serii.