(4,5 / 5) “Ptaki uczą nas szacunku (..) Żadne istoty nie uświadamiają nam naszych ograniczeń lepiej niż ptaki. Kiedy widzimy ptaka w locie lub pozwalamy sercu roztopić się w dźwiękach ich pieśni, wzbiera przed nami tajemnica świata – tajemnica którą chcemy objąć a nie posiąść.” Ten cytat z wstępu do książki Sy Montgomery jest chyba najlepszym komentarzem do jej opowieści. Opowieści o miłości i fascynacji tymi latającymi potomkami dinozaurów. Ale bez obaw, dalej autorka nie używa już patetycznych słów. Opowiada o ptakach zwyczajnie i niezwyczajnie. W jej książce spotkamy myszołowy i sokoły, kolibry i kazuary, papugi i wrony. Ale także odkryjemy niezwykłość w zwyczajności. Zachwycimy się kurami. Serio! Bo Autorka bezceremonialnie przypomina nam o jednej podstawowej zasadzie: Jeśli ptaki to potomkowie dinozaurów, to są tymi potomkami wszystkie ptaki bez wyjątku. I zwyczajna, grzebiąca w ziemi na podwórku kura, też jest odległa krewną Tyranozaura. To każe spojrzeć na te stworzenia z zupełnie innej perspektywy. Równie zaskakujący był dla mnie rozdział o gołębiach. Gołębiach, o których z nutą pogardy mówimy że są latającymi szczurami, i na które wściekamy się ścierając kolejne ślady z samochodu lub balkonu. Sy popatrzyła na nie z miłością. I coś z tej miłości przekazała czytelnikom. Na kartach książki przewija się życie i śmierć, zwycięstwa i porażki i wielka, przepotężna miłość do ptaków. Od tych największych, po te najmniejsze. Od tych pięknych jak klejnociki po te najzwyklejsze, bure, nijakie, brudne, obszarpane.
Polecam. Właśnie po to, by dzięki prozie autorki dostrzec niezwykłość w zwykłości. Pół punktu mniej za brak w opowieści pustułek.