(2,5 / 5)
Piotr zwany Witkacym, toruński policjant, miał nadzieję, że kryzys wieku średniego objawi się samochodami i kobietami. Zamiast szybkiego samochodu pojawiła się w jego życiu magia. A kobiety… pojawiły się i owszem. Tylko zdecydowanie nie tak, jak to sobie wyobrażał.
Dostajemy tak naprawdę dwa opowiadania dziejące się w universum Dory Wilk. To zresztą dzięki niej Witkacy w końcu odkrył swoją magię. I razem z magią dorobił się Sępa – starożytnego ducha opiekuńczego od siedmiu boleści. To że na progu policjanta pojawiła się niewidziana od lat była, to już akurat nie wina Dory – Konstancja potrzebuje pomocy, bo w szpitalu, w którym pracuje dzieją się rzeczy mocno podejrzane.
Zdecydowanym plusem, chociaż to trochę kwestia gustu, jest to, że Blues nie jest paranormalnym romansem z kryminałem w tle, tylko kryminałem w wersji urban fantasy. Jest tu też dużo mniej anglicyzmów. Niestety nadal jest to pisane w pierwszej osobie, za czym nie przepadam, ale Witkacy jest sympatyczny i nie czyta się tego źle.
Pierwsze opowiadanie jest całkiem niezłe, ma klimat, akcja toczy się do przodu w przyzwoitym tempie i poznajemy Konstancję, która jest fajnym kontrastem nie tylko dla głównego bohatera. Jej tajemnica jest, co prawda, dosyć oczywista, ale też nie wpływa mocno na główny wątek.
Drugi tekst jest straszliwie przegadany. Wszyscy mówią zdecydowanie za dużo, co nie tylko rozdmuchuje objętość, ale też skutecznie spowalnia akcje.
Mimo że książka jest o Witkacym, który na dodatek mieszka w niemagicznej części miasta, tekst jest strasznie Dorocentryczny. Co chwilę Dora odbija się czkawką, co chwilę są westchnienia i peany na cześć Dory Wilk. Byłoby to męczące nawet gdyby miało fabularny sens, a nie do końca ma. To trochę tak jak z Nikitą – niezależnie od czynów Dory, minionych lat i tego, co się w życiu pozostałych bohaterów działo zawsze będą stawiać Naczelniczkę Wilk na piedestale. Męczące to jest.
Równie męczący jest Sęp. Typ radosnego, nieodpowiedzialnego playboya jest irytujący wyjątkowo. Ale zakładam, że takim właśnie miał być. Problem tylko w tym, że to co robi i jak się zachowuje trochę nie pasuje do tego kim i czym jest. A nigdzie nie dostajemy wyjaśnienia na ten temat, przez co cała postać się trochę rozjeżdża.
Czytało się Szamański blues zdecydowanie lepiej niż Heksalogię. Bohater, treść, lekka zmiana gatunku i ciut lepsza warstwa stylistyczna pomagają w odbiorze. Ale całość ma zbyt wiele wad głównej serii.
Książka ma starą okładkę, bo w starym wydaniu czytałam.
Nie wiem czy nowe przeszło jakąkolwiek edycję czy redakcję i czy zniknęły np. kalki z angielskiego. I atakujące zewsząd dziwne odmiany przez przypadki i dzikie literówki, które były plagą całej serii w wydaniu Fabryki.