(4,5 / 5) Katedra nie miała dotąd szczęścia do mojej uwagi. Zaczynałam ją chyba z 4 razy. Zawsze jakaś inna książka wydawała mi się ciekawsza. W końcu jednak postanowiłam przeczytać i Katedrę – trochę na zasadzie – trzeba w końcu przeczytać i puścić dalej… O nie, nie. Tak książka wróci na półkę, między inne ulubione powieści historyczne. Jednym słowem znowu potwierdziła się prawdziwość stwierdzenia: nie oceniaj książki po okładce.Opowieść rozpoczyna się w przełomowym momencie dla dwóch braci Schafferów. Oto starszemu z nich zamarzyła się wolność dla całej rodziny. Jak przystało na chłopka roztropka, który nie ma zbyt wiele wiedzy o świecie, przychodzi do miasta oddać podatek i przy okazji.. pogadać sobie z biskupem o warunkach wykupu. Jak nie trudno się domyśleć nie trafia do biskupa, tylko do jego głównego, dziś byśmy powiedzieli księgowego. I nagle się okazuje, że ten chłopek roztropek potrafi fantastycznie liczyć i się targować. I to bodaj jedyny nielogiczny moment opowieści. Reszta jest niezwykle precyzyjnie złożonym obrazem, w którym trudno doszukać się jakichkolwiek błędów.
Katedra to niezwykle plastyczna opowieść, w której jak w prawdziwym życiu przeplatają się życie i śmierć, dobro i zło, spryt i głupota, polityka i religia, sztuka i przaśność życia, uniesienia i zbrodnie. Polityka, religia i pieniądze są w w niej powiązane ze sobą w sposób wręcz bezwzględny. Widzimy jak działają te mechanizmy, jak walka o spadek i chęć zdobycia uznania w oczach zwierzchników doprowadza do pogromu katarów. I, jak polowanie na heretyków płynnie przechodzi w sposób na załatwianie prywatnych porachunków. Jak zaczynają kształtować się pierwsze kupieckie fortuny. Jak odchodzi w mrok legenda starych rodów i rycerstwa. Jak obraca się koło fortuny i dochodzi do kolejnego pogromu, tym razem Żydów. A sama katedra? Góruje nad miastem. Rzuca na niego swój cień. Wszystko się od niej zaczyna i na niej rozbija. Zrodzona z pychy, jest wszystkim, ale nie domem Bożym. A bohaterowie? Są zwykłymi ludźmi. Raz mają szczęście, raz pecha, mają swoje marzenia, plany, ambicje. Rodzą się, chorują, umierają, giną. Dlatego akceptujemy ich takimi jakimi przedstawił ich autor. I pewno dlatego zupełnie się do nich nie przywiązujemy, obserwując trochę jak aktorów na scenie.
Katedra wciąga. Intryguje swoją złożonością i tym jak dobrze tłumaczy różne procesy historyczne. Jak dokładnie pokazuje te żywe szachy w jakie grają na szachownicy życia bohaterowie. Chwilami może nużyć, ale wtedy trzeba zadać sobie pytanie – czyż nie takie jest właśnie życie?
bardzo polecam
P.S. Zaintrygowana poszukałam katedry Hagenburgu. Tu jednak czekało mnie rozczarowanie. Katedra z Hagenburga jest neogotycka. Dopiero w którymś z wywiadów z autorem doczytałam się, że pierwowzorem tytułowej katedry jest ta która znajduje się w Strasburgu.