Podobno wielkie umysły się przyciągają. Czy podobnie jest z dobrymi, w dodatku rywalizującymi ze sobą pisarzami – nie wiem. Ale po przeczytaniu Polowania jestem skłonna powiedzieć że tak. Bernard Cornwell i Simon Scarrow piszą bardzo podobnie. Obaj piszą o historii, obaj wybierają mało znane i kiepsko udokumentowane okresy, obaj skupiają się na historii Brytanii i obaj….. spaścili jeden z tomów sag które właśnie tworzą. W dodatku moim zdaniem obaj spaprali swoją pracę dokładnie z tego samego powodu: ponieważ okres o którym piszą jest niemal nie udokumentowany historycznie, więc obaj najwyraźniej poczuli się nieco zwolnieni z historycznych okowów i zwyczajnie przefabularyzowali swoją opowieść. Dopóki kanwą cyklu Orły Imperium była historia rzymskiego najazdu na plemiona celtyckie zamieszkujące Brytanię rzecz czytało się ze smakiem. Kiedy jednak zaczęły dochodzić do głosu prywatne, etyczne rozważania bohaterów, książka zrobiła się znacznie mniej strawna. W Polowaniu nie mamy wielkiego bohatera zbiorowego jakim w poprzednich tomach jawi się legion. Są tylko Macro, Katon, Bodicea ( ale chyba nie TA, Bodicea) i jej przyszły mąż oraz zadanie praktycznie nie do wykonania, którego jednak nasi bohaterowie, jak zauważył z przekąsem mój mąż, podejmują się z właściwym rzymskiemu legioniście męstwem. Zadanie jest z gatunku “misja jednorazowa” i w zasadzie jesteśmy przekonani, że autor zmęczył się opisywaniem przygód tych akurat bohaterów i chce ich chwalebnie wysłać do Hadesu. Tymczasem naszym bohaterom wszystko się udaje, (wiadomo do końca bodaj jeszcze 3 tomy!!! więc jakoś wyżyć muszą) nawet wtedy gdy logicznie rzecz biorąc nie ma żadnych szans na przeżycie. Ale od czego jest szczęśliwy traf? Teraz już wiem – szczęśliwy traf jest od wyciągania bohaterów cało z sytuacji i wydarzeń po których w zasadzie powinien odbyć się stosowny do okoliczności pogrzeb. A sama fabuła? Prosta jak kawał drutu. Celtowie porywają żonę i dzieci rzymskiego notabla. Po co notabl sprowadzał sobie rodzinę do okupowanego kraju? Bo to rzymska matrona i rzymskie dzieci, winny się uczyć jak sobie radzić z podbitymi plemionami. Nasi bohaterowie ruszają z tajną misją – znaleźć, odbić, przywieźć z powrotem porwanych. Ma im w tej misji pomagać dwójka celtów z plemienia które przyłączyło się do Rzymian. Rzecz utrudnia dodatkowo fakt, że porywaczami są członkowie fanatycznego odłamu druidów. Wszystko kończy się dobrze, choć ilość szczęśliwych zbiegów okoliczności przekracza granicę zdrowego rozsądku, podobnie jak ilość ran na skórze naszych bohaterów.
I w zasadzie tyle można o Polowaniu powiedzieć
Książka napisana sprawnie, bez większych wpadek logicznych, momentami nawet trzymająca w napięciu, chociaż widoczne jest mruganie autora do czytelnika “spoko, wyżyją i będzie caca”, a postacie bohaterów dziwnie spapierowiały. Nie mogę się doczekać kiedy zabiorę się za tom czwarty – podobno znacznie od Polowanie lepszy