Karen Miller – Utracona Magia

magia2Kiedy odkładałam na półkę „Przebudzonego maga” nie spodziewałam się, że spotkam się jeszcze z bohaterami dylogii. I szczerze tego żałowałam, bo sposób pisania i wrażliwość Karen bardzo mi przypadł do gustu. Z tym większym zadowoleniem powitałam nową odsłonę tej historii – „Utraconą magię”. Tytuł nie zapowiadał niczego dobrego i rzeczywiście powieść we wszystkich poruszanych aspektach ma posępny wydźwięk. Źle się dzieje w krainie Lur. Nawet bardzo źle. Krainą wstrząsają dziwne wydarzenia – mniejsze i większe pogodowe anomalie, które związani z magią ziemi Olkowie odczuwają bardzo boleśnie. Ale znacznie bardziej przerażające jest to, że nikt nie wie ani skąd się zło wzięło, ani jak mu zaradzić. Co gorsza wszelkie podejmowane próby wydają się tylko sytuację pogarszać. Źle dzieje się również pomiędzy dwoma zamieszkującymi krainę rasami. Doranom – przez wieki przyzwyczajonym do tego, że są władcami Lur, wielce nie w smak jest fakt, że Olkowie zostali zrównani z nimi w prawach. Sama myśl o tym, że ta uważana dotąd za poślednią nacja posiada jakieś tam magiczne prawa i umiejętności doprowadza większość z nich do szewskiej pasji. Olkowie zaś uważają, że Doran należałoby na dobre wygnać z krainy którą kiedyś podstępem zagarnęli. W samym środku tego kotła czarownic znajduje się Asher i jego rodzina. Odrzucany i przez Doran i przez Olków, nawet w domu nie znajduje spokoju. Zarówno bowiem jego syn jak i córka odziedziczyli potężną magię którą włada Asher. Magię obu skonfliktowanych nacji. Asher jak nie trudno się domyśleć musi ukryć ten fakt i przed jednymi i przed drugimi – bowiem ma uzasadnione podejrzenia, że gdyby ujawnił ten fakt, jego rodzinie groziłoby co najmniej wygnanie za mur. Co gorsza okłamuje też własnego syna, starając się uniemożliwić mu rozwijanie  magicznych zdolności. Wszystko po to aby oszczędzić mu własnego losu. Postępując w ten sposób okłamuje również siebie. W efekcie wszystko zmierza do nieuchronnej katastrofy.
Tyle, że u tak inteligentnej pisarki jak Karen Miller nawet spodziewana katastrofa może zaskoczyć czytelnika. Wielkim plusem książki jest jej niejednoznaczność. To, że nie możemy bezapelacyjnie opowiedzieć się ani po stronie Olków ani po stronie Doran.. A jeśli nas któraś nacja wkurza – to nie możemy zamykać oczu na fakt, że denerwują nas tak naprawdę jednostki z tej rasy. Ani, że wybierając którąś ze stron – staniemy się właśnie tacy jak przeciwnicy. Podoba mi się również budowa postaci głównego bohatera. Asher wreszcie dojrzał. Nie jest już tak wkurzający jak w poprzednich dwóch tomach, tak zaślepiony, tak… momentami prymitywny. Jest też zdecydowanie bardziej samotny. A czytelnik, zwłaszcza ten, który ma dzieci nie raz w trakcie lektury ma okazję zastanowić się nad strategią wychowania dziecka. I nad tym, czy chronienie go przed bolesnymi doświadczeniami ma jakikolwiek sens. Czy przypadkiem nie obraca się przeciwko chronionemu. Jeśli coś można „Utraconej magii” zarzucić, to nagłe „spapierowacenie” postaci Dath. Zielarka, mistyczka, wizjonerka z poprzedniego tomu postawiona w sytuacji proroka któremu spełniły się wszystkie proroctwa sprawia wrażenie nierzeczywistej kukiełki, niepotrzebnie wciskanej do opowieści.

bardzo dobre

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *