(4,5 / 5)
W Stanach jest Percy Jackson, w Egipcie rodzeństwo Kane, a na pograniczu Indii i USA – Aru Shah. A teraz okazuje się, że jednak Polacy nie gęsi i swoją Mysią Wieżę mają.
Igor i Hanka przypadkiem spotykają się na wakacjach nad Gopłem. I jest to zdecydowanie zderzenie dwóch światów. Hanka to chłopczyca zakochana w piłce nożnej, świetnie ogarniająca technologię, Marvela i slang młodzieżowy. Igor to miniaturowa kopia swojego ojca – świetnie zna się na wykopaliskach i czyta średniowieczne manuskrypty do poduszki, ale nie ogarnia współczesnej popkultury. Narracja przeskakująca między bohaterami świetnie wykorzystuje te różnice. Jest trochę humoru, trochę niezrozumienia, trochę komentarzy w stosunku do tej drugiej „dziwniejszej” strony. I autorki postarały się, żeby każda z narracji była inna i oddawała charakter postaci. Jeśli otworzymy książkę na losowym fragmencie, będziemy mogli bez pudła określić w czyjej głowie właśnie siedzimy i zaimki nie będą do tego potrzebne. Bo jest tu wszystko: inne słownictwo, inny styl, inne spojrzenie na świat. Jest flegmatyczność i spokój Igora, jest nerwowość Hanki.
Ten niezbyt dopasowany duet ma do towarzystwa całkiem sporo bohaterów drugoplanowych. Po pierwsze rodziców, którzy nie zostali „zniknięci” fabularnie, żeby było wygodniej. Stosunki dzieciaków z rodziną – Igora ze skupionym na pracy ojcem i Hanki z matką, sympatycznym ojczymem i młodszą siostrą – są świetnie opisane. Jest tu wszystko – trochę miłości, trochę pretensji, trochę irytacji. Są nieporozumienia i kompromisy. A wszystko to oparte jest na pokazanych czytelnikowi wydarzeniach, a nie tylko opisane. Smaczku dodają też mniej istotni bohaterowie drugoplanowi – starający się przetrwać wykopaliska studenci i Leszek, zakochany w Wielkiej Lechii kuzyn Hanki.
W fabule poza Popielem i myszami pojawia się też słowiański bestiariusz. I to samo w sobie by wystarczyło, ale autorki jeszcze ładnie pomieszały to wszystko z legendami, archeologią i Wielką Lechią, tworząc ciekawy i spójny obraz, przy którym nawet dorosły nie będzie się nudził.
Całość czyta się świetnie – żywe, barwne postacie, oryginalne podejście do legend Kruszwicy, zmieniająca się narracja (poprowadzona tak, że nie wprowadza chaosu w fabule). A jakby tego było mało to szczypta archeologii, dawka humoru, nuta słowiańskości i tło, w którym żyją różnorodne postacie drugoplanowe.
Jedyne do czego można by się przyczepić to ilość odniesień do popkultury. Mnie się podobały, ale taką dawkę obejmującą naprawdę sporą rozpiętość czasową dwunastolatek będzie w stanie ogarnąć tylko, jeśli ma rodziców geeków i był Indianą Jonesem, Gwiezdnymi Wojnami i całą resztą karmiony od wczesnego dzieciństwa. Młodszych czytelników nie biorę pod uwagę, bo oni i tak będą potrzebowali wyjaśnień rodziców w niektórych momentach (chociaż może trochę nie doceniam młodszej młodzieży).
Baty należałyby się wydawnictwu – za kompletny brak promocji, przez co książka trochę przeszła bez echa i zagubiła się w wśród premier. A szkoda, bo Mysia Wieża zdecydowanie zasługuje na uwagę.
Polecam, nie tylko dla młodzieży.