Antologia – Harda Horda ( dwugłos)

Nie przepadam za antologiami, najczęściej są jak bombonierki, gdzie nigdy nie wiadomo na co się trafi. Niestety często są to bombonierki z kiepskich cukierni. Ale po ten wybuchowy zestaw dwunastu pisarek sięgnęłam bez wahania, mimo że tematyka „przekraczania granic” jest bardzo szeroka i zbiór mógł być od Sasa do Lasa.
I w sumie trochę jest, tylko że w tym wypadku jest to zaletą, nie wadą. Mamy dwanaście podejść do tematu, dwanaście różnych stylów, klimatów i świetnych opowieści. Dwanaście próbek, które dobrze oddają styl i tematykę w jakiej poruszają się autorki. I nawet jeśli niektóre z nich spodobają się komuś mniej, to będzie to tylko i wyłącznie kwestia gustu, mniej lubianego gatunku literackiego, bądź niepasującego czytelnikowi tematu, ale na pewno nie jakości wykonania.
Jawor Marty Kisiel mimo, że zaczyna się od wyliczanki o jaworowych ludziach szybko zmienia się w niepokojący i lekko upiorny tekst. Co dobrze oddaje zmianę „specjalizacji” autorki, która co prawda zaczynała od radosnego urban fantasy, ale od jakiegoś czasu podąża konsekwentnie w stronę horroru opartego na ludowych wierzeniach.
Dokąd odeszły cienie to magiczna powieść detektywistyczna, opisana klimatycznym, bardzo plastycznym językiem, który bez problemu podsuwa czytelnikowi sceny godne ekranizacji. Jak fanką Magdaleny Kubasiewicz po spotkaniu z jej powieścią raczej nie zostałam, to z chęcią poczytałabym coś jeszcze o nekromancie Noahu i towarzyszącej mu Lilijas. Autorka zapowiada, że będzie więcej tekstów o tej parze, a ja mam nadzieję że będą równie klimatyczne.
Po drugie Aleksandy Zielińskiej to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki i mam nadzieję, że nie ostatnie. Świetnie poprowadzona narracja z perspektywy odrzuconego przez najbliższych dziecka, w historii która kojarzy się lekko z Alicją w Krainie Czarów i w której autorce udało się pokazać wiele emocji, mimo niewielkiej objętości.
Bezduch Martyny Raduchowskiej jest spin-offem Demona luster i ucieszył mnie głównie dlatego, że zapowiada kolejny tom serii o Szamance. Dostajemy powrót do znajomego klimatu i jak trudno do czegoś się przyczepić, to przez znajomą tematykę nie zrobiło ono na mnie takiego wrażenia jak reszta opowiadań.
Jest nad zatoką dąb zielony Agnieszki Hałas jest mieszanką bliskiego SF i powieści historycznej. Kombinacja opowieści o oblężonym mieście z digitalizacją jaźni i historią rodzinną robi duże wrażenie, zarówno z powodu pomysłu jak i samej treści.
Szanowny Panie M. Anny Kańtoch to standardowa u autorki mieszanka gatunków. Tym razem dostajemy pachnącą egzotyką powieść podróżniczą, dramat obyczajowy i mrok czający się w cieniach rodem z powieści noir. Niepokojący i wciągający tekst.
Dróżniczka Aleksandry Janusz jest chyba najbardziej klimatycznym opowiadaniem w zbiorze. Japonia aż wypływa z kart opowiadania, mimo że autorka nie epatuje nią nachalnie, ale Kraj Kwitnącej Wiśni jest tam wszędzie – w roślinności, krajobrazie, jedzeniu, a przede wszystkich w charakterach bohaterów. A w to wszystko autorka delikatnie wplata ciekawy dystopijny wątek. Dla mnie jest to zdecydowanie najlepsze opowiadanie z Hordy.
Z góry nie patrzą Anny Hrycyszyn i Ognisty warkocz Anny Nieznaj to różne podejścia do różnych katastrof. Jakoś nie zapadły mi w pamięć.
Dla równowagi do horroru, mrocznych historii, śmierci i mroku oraz dystopii dostajemy trzy teksty humorystyczne.
Tylko nie w głowę Ewy Białołęckiej, Lot wieloryba Mileny Wójtowicz i Zieloną zemstę Anety Jadowskiej.
To pierwsze jest ewidentnie pokłosiem prelekcji o lokalnej apokalipsie zombie, prowadzonej przez autorkę podczas wrocławskiego Polconu. Dostajemy nietypowe zombie, w nietypowej scenerii polskiego osiedla, okraszone humorem a’ la Białołęcka. Czego tu nie lubić?
Lot wieloryba to mieszanka lekko absurdalnego humoru podlanego sosem z popkultury i nutą przygody, znanymi z powieści Mileny Wójtowicz. Jednak tym razem dostajemy do tego narratorkę zdecydowanie bardziej buntowniczą i anarchizującą niż wszystkie poprzednie razem wzięte. No i wieloryby. Ja zdecydowanie chcę więcej.
Zielona zemsta to powrót Jadowskiej do rodziny Koźlaków i małego miasteczka pełnego magii. Zemsta nie jest aż tak radosna i lekka jak Idiota skończony, jednak bawiłam się dobrze przy czytaniu a autorka, jak dla mnie, zdecydowanie lepiej wypada w krótkiej formie.
Polecam całość i to bez żadnych „ale”. Wróżę też antologii co najmniej jedną nominację do Zajdla, a ku mojej radości Horda zapowiedziała kolejny zbiór, który zamierzam zamówić niezależnie od tematyki.

—————————————————————————————————————————– by K.Wal

Podobnie jak moja przedmówczyni z przyjemnością zapoluję na drugi tom, choć nie wszystkie opowiadania “wchodziły”  mi równie gładko. Ale któż dyskutuje o gustach. Jestem zdecydowaną zwolenniczką fantasy humorystycznego, więc z dziką uciechą przeczytałam trzy wspomniane na końcu opowiadania. O dziwo, najlepiej smakowała mi Zielona zemsta Jadowskiej. To prawda, że krótkie opowiadania wychodzą autorce najlepiej. O ile spotkania z dłuższymi próbkami twórczości autorki kończyły się bardzo zdecydowanym – za ciąg dalszy tej Pani dziękujemy, o tyle opowiadanka mają w sobie to coś co lubię. Ironię, bohaterów którzy nie stają patykiem w  przełyku i spojrzenie na świat przez złośliwie przymrużone oczęta. Najmniej o dziwo podobało mi się opowiadanie Anny Kańtoch. Jakieś takie… zbyt przekombinowane, zbyt wysokich lotów. No i Jawor. Po prostu straszny.

Tak czy inaczej harda dwunastka ma moc. Czekam na ciąg dalszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *