Antologia polskiego cyberpunka

1.5 out of 5 stars (1,5 / 5)
Mam wrażenie, że po Cyberpunku 2077 wszyscy chcą się załapać na hype. Powieści okraszone odpowiednią czcionką mnożną się jak grzyby po deszczu. Zbiory opowiadań też. Antologia (w wersji męskiej) i Cyberpunk Girls (w wersji kobiecej) dają niezły przegląd umiejętności autorów, jeśli chodzi o cyberpunka.
I niestety jest kiepsko. Kiedy brat ostrzegał mnie, że Antologia jest gorsza niż Girls, trochę nie chciałam mu wierzyć, mimo że najczęściej mamy podobne opinie o książkach. I faktycznie – jest gorzej. Antologię ratuje trochę wersja audio – jest to całkiem dobrze nagrane słuchowisko, szkoda tylko że treść jest… taka sobie.
Dostajemy pięć opowiadań. Napisanych przez mężczyzn i o mężczyznach – tak chyba dla równowagi z drugą antologią. Lekkim wyjątkiem jest Śmierć to nie koniec, ale o tym później.
Serce Strzygi Wegnera otwiera Antologię i daje sporo nadziei. Sam pokrętny pomysł nawiedzeń i duchów w maszynie jest świetny. Wykonanie trochę zgrzyta – po pierwsze bohater myśli w lekko bezsensowny sposób, byle tylko autor mógł do końca utrzymać tajemnicę. Poza tym miałam wrażenie, że jak nie ma klimatu gangów i futurystycznego miasta a la Ghost in the Shell to Wegner postanowił wyrównać to zdecydowanie za dużą ilością przekleństw. Nie pomogło. Po drugie – na klimat też średnio wpływa nazewnictwo idące raczej w stronę urban fantasy. Mimo mojego marudzenia i mimo tego, że nie jest to cyberpunk, a raczej po prostu SF, jest to całkiem fajne opowiadanie. I jest też jednym z lepszych w zbiorze.
1990 Orbitowskiego jest trochę skrzyżowaniem Vanilla Sky z Wersją ostateczną z Robinem Williamsem. Ale przede wszystkim jest sentymentalną podróżą w lata dziewięćdziesiąte. I znów jest to bardziej SF niż cyberpunk. Osiedlowy łobuz pewnego dnia, ku swojemu zdziwieniu, zostaje ofiarą. W ramach bardzo specyficznej terapii.
Najsłabsze opowiadanie ze zbioru ma klimat osiedlowego blokowiska, a nie cyberpunka. Bohaterowie są jednowymiarowi i nudni, a fabuła już gdzieś kiedyś była. Nie zapada w pamięć do tego stopnia, że przy pisaniu recenzji musiałam (mimo wiele mówiącego tytułu) poszukać streszczenia.
Pastuch Majki jest świetną wizytówką pisarza, który każdy motyw przekręci, przerobi i pokaże ze strony, której nikt się nie spodziewał. Idea rzeczpospolitej szlachecko-cyberpunkowej rozbawiła mnie strasznie. Mieszanka cyberpunkowych zabawek, oprogramowania, kombinezonów wspomaganych i huzarskich skrzydeł ma coś w sobie. I jest tylko początkiem historii. Mamy tu ciekawie wplecione echa pandemii i cyberpunkowych zmian w stosunkach międzyludzkich. Fajny tekst, bardzo w stylu Majki.
Śmierć Łucznika Piątkowskiego jest najbardziej klimatyczna z całego zbioru. Historia wykradania technologii jest tak plastycznie opisana, że prawie rekompensuje to brak sensu. Ale tylko prawie. Bardzo bym chciała zobaczyć tę historię narysowaną, dobrze by się też wpisała w Netflixowe Miłość, śmierć i roboty. Co nie zmienia faktu, że opowiadanie wygląda jak wstęp do większej całości, bo w sumie urywa się zostawiając na lodzie zdziwionego czytelnika.
Śmierć to nie koniec Szmidta mocno, bardzo mocno, zalatuje Modyfikowanym węglem. Mamy sztampową policjantkę w sztampowym cyberpunkowym świecie. Pani jest gliną z powołania. Jej przełożeni i wszyscy politycy są źli i skorumpowani. Mamy też społeczeństwo klasowe, cyborgizację i gangi. I tak dalej, i w tym stylu. Znalezienie wraka androida i polowanie na hakera prowadzi do zaskakujących odkryć. Zaskakujących bohaterkę, bo czytelnik już gdzieś to widział. Ale niestety, zamiast wykorzystać to do rozważań na temat natury ludzkiej, ducha w maszynie, zmian w świecie dostajemy tortury i mordobicie. Autor rozpływa się w tych torturach przez czas dłuższy. Całe opowiadanie jest prawie tak długie, jak pozostałe razem wzięte. Napisałam na początku, że nie ma tu bohaterek, bo nie ma. Owszem, główną postacią jest kobieta, ale jest ona tylko marionetką. A marionetka płci żeńskiej jest dlatego, że autorowi najwyraźniej prościej było opisać znęcanie się nad kobietą i gwałty niż tortury na facecie. Nie mam nic przeciwko przemocy w książkach, jeśli ta przemoc ma uzasadnienie i czemuś służy. Tutaj służy głównie epatowaniu przemocą i chyba ma być próbą zszokowania czytelnika dość prostacką metodą. Cyberpunk to nie tylko przemoc i fajne dekoracje, to przede wszystkim komentarz społeczny. Jeśli jedynym celem stworzenia kopii człowieka są tortury i jeśli jest to komentarz społeczny w wykonaniu autora, to ja nie mam więcej pytań.
Dwa niezłe teksty, jeden koszmarny, jeden trochę nie na temat i jeden z klimatem, ale urwaną historią. Faktycznie wypada gorzej niż Cyberpunk Girls, chociaż niewiele. Tam też znajdziemy dwa dobre teksty, ale reszta trochę bardziej wpisuje się w klimat i trochę lepiej się ją czyta, niż to, co zaprezentowali panowie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *