To już nie jest nowa książka, pożyczyła mi ją koleżanka, która nabyła to dzieło w taniej księgarni za kilkanaście złotych. Znaczy – nie ma wielkiego zainteresowania tematem, a może szkoda. Rozbudowany reportaż dwóch hiszpańskich czy raczej katalońskich dziennikarzy odsłania i pokazuje różnego rodzaju działania Chin nakierowane na wzrost ich znaczenia we współczesnym świecie czy raczej – mówiąc wprost – osiągnięcie pozycji hegemona. To już druga ich książka poświęcona tym chińskim działaniom, a Autorzy wiedzą co mówią – jeden pracował w Hongkongu jako korespondent hiszpańskiej prasy, drugi mieszkał w Pekinie, no i zebrali potężną dokumentację nie tylko z oficjalnych publikacji, ale też mniej czy bardziej formalnych spotkań i rozmów. Książka jest z 2016r., więc nie ma w niej jeszcze pandemii ale i tak zawarte w niej tezy i przykłady są bardzo sugestywne.
Bo Chiny „idą na hegemona”, a ich przywódcy nie myślą w kategoriach i perspektywie miesięcy czy lat, ale dziesięcioleci jeśli nie wiek do przodu. Cóż, nie muszą starać się o wynik wyborów co cztery lata, społeczeństwo jest pilnowane jak należy i myśli (a przynajmniej zachowuje się) jak mu nakazano, a w ogóle to Chińczycy są specjalistami od „długich marszów” i kampanii rozpisanych na baaaardzo długo.
A na poziomie konkretów? Zaczyna się niewinnie – ot, chiński biznesmen kupił teren na Grenlandii i twierdzi, że będzie budował tam kopalnię. Co prawda Grenlandczycy dotąd nie pozwalali na takie dewastowanie ich dosyć czułego ekosystemu, ale obietnica wielkiej kasy wypromowała partię popierającą kopalnię w czasie wyborów. No i mamy to …. Infrastrukturę przemysłową, a także perspektywę sprowadzenia trzech tysięcy chińskich robotników, co mocno zmieni stosunki społeczne. Ale to przecież nic takiego, to jest duża wyspa…
Na Islandii podobnie – chiński biznesmen kupił mały port i chce go rozbudować do dużego. Nic, tylko przyklasnąć. A tak naprawdę chodzi o to, że Chińczycy grają na zmianę klimatu i rozmarzanie Arktyki – za parę dziesięcioleci może być tak, że będzie możliwy ruch statków przez Cieśninę Beringa i wzdłuż polarnych wybrzeży Rosji – a to jest droga z Chin do Europy dwa razy krótsza od dzisiejszej. Chociaż Europa też już jest obstawiona – jakiś port we Włoszech, w Grecji wykupiony Pireus… I tak dalej, i tym podobnie…. Jakaś linia kolejowa w Afryce…. może niekoniecznie potrzebna, ale można uzależnić jeden czy drugi kraj kredytowo, no i jeszcze mieć haki na rządzących, którym pozwoli się co nieco ukraść przy takiej inwestycji. A potem łatwo można dostać koncesje na wydobycie jakiegoś świństwa bardzo potrzebnego w przemyśle, ale też okropnie trującego….
Jest jeszcze Australia – tam jest próba chińskiego wejścia jak najszerzej, od budek z chińskim jedzeniem po duże inwestycje przemysłowe, głównie w górnictwie . Australia dość mocno się przed tym broniła, ale to było jeszcze przed klęską pożarów prawie wszędzie w tym kraju, no i przed pandemią…
I tak ziarnko do ziarnka, region po regionie, kraj po kraju, kontynent po kontynencie…. naprawdę można się przestraszyć. Autorzy opisują stan z 2015 czy 2016 roku, niby niedawno, ale jednak inny świat, teraz pewnie jest jeszcze więcej przykładów – vide nieszczęsna zimowa olimpiada.
Dość trudno się to czyta, trochę jest też między wierszami (cóż, Autorzy pewnie chcieliby jeszcze wjechać do Chin), ale może trzeba wiedzieć takie rzeczy, żeby świadomie wybrać chociażby między produktem z Chin i lokalnym.