Ufff. Bohaterowie są zmęczeni. Ta konkretna czytelniczka też. Przeczytałam, a raczej zmęczyłam czwarty tom Czerwonej królowej i mam nadzieję, że autorka zakończyła serię ( choć jakby uważniej się przyjrzeć zakończeniu, to jakieś zadatki na tom piąty widać… brrr!) W tomie czwartym mniej mamy panów. Cal, Maven i Kilron są w zasadzie tłem do działań dziewczyn. To one nadają ton tomowi czwartemu – niestety ze szkodą dla fabuły bowiem autorka, a za nią czytelnik miota się pomiędzy rozważaniami, dywagacjami, emocjami, narzekaniem i marudzeniem. Mare staje się wiejską filozofką i opisywaczką świata. Iris również traci wiele ze swojego uroku stając się nagle fanatyczką uzależnioną od akceptacji matki. Na samodzielną bohaterkę wyrasta nagle Evangeline. Może i dobrze bo w tej postaci naprawdę drzemał spory potencjał. Autorka stara się nas przekonać, że księżniczka ze stali wcale nie jest taka zła na jaką wygląda. Niestety sposób ujawniania wnętrza o które nikt nie podejrzewałby stalowej socjopatki, to monologi o miłości i powinności. Aj. Generalnie miałam wrażenie, że autorce się nieco odwidziało i usilnie pracuje nad tym, aby poprawić PR niektórym postaciom, o których przyzwyczailiśmy się myśleć w kategoriach “bo to zła osoba była”. Stara się odkręcić pogląd czytelnika na Evangeline, Jona, w pewnym sensie tłumaczy Mavena. Wyraźnie rozgranicza świat młodych ludzi: Mare, Cala, Iris, Evangeline, od świata “dorosłych” matki Iris, babki Cala, ojca Evangeline, a nawet “ducha” matki Mavena.Nagle okazuje się, że to oni psują ten świat który najwyraźniej byłby lepszy, gdyby rządzili nim ci młodzi. Hm, no cóż, patrząc na zachowania tych młodych i ich miotanie się między emocjami pozwolę sobie pozostać sceptyczną wobec takiej koncepcji. Tak czy inaczej – bohaterowie stracili swój ząb i osobowość, a stali się tylko reprezentantami określonych idei.
Sama fabuła jest powolna, wręcz nudna i nawet opisy bitwy sprawiają wrażenie jakby bohaterowie widzieli ją w zwolnionym tempie. Jeśli do tego dołożymy prezentację różnych stylów rządzenia, poglądów na świat i filozofii życia, mnożące się rodzaje Srebrnych i Nowych ( którzy chyba pojawiają się na zasadzie – mamy kłopot z sytuacją? Pstryk mamy mutantów o przydatnych w tej sytuacji umiejętnościach), dostajemy rzecz mało zjadliwą, po lekturze której ja osobiście ucieszyłam się, że to ostatni tom tej historii. Nawet jeśli autorka wymodzi coś jeszcze, ja tego już nie zamierzam czytać.
Zdecydowanie najsłabsza część tetralogii.