(0,5 / 5) O pisarzu literatury historycznej, który mija się z historyczną prawdą mówi się, że posadził buraczka. Ale co powiedzieć gdy w jednym zdaniu , ba w jednym zwrocie autor zdołał na raz powiedzieć prawdę i nieprawdę?! Że posadził marchewkę? Chcecie przykładu? A proszę bardzo: co powiecie na dzierganie wikingom skarpet na drutach? Skarpety, owszem wikingowie nosili i owszem dziergano je. Tyle, że nie na drutach a przy pomocy igły. Albo drugi przykład kłujący w oczy – na dworze jarla na Orkadach synowie tegoż grają w szachy, na szachownicy wprawionej w stół. No dobrze, szachy były znane w XI w. Ale raczej jako ekskluzywna rozrywka na królewskich dworach. Dwór jarla na Orkadach raczej nie jest miejscem gdzie grałoby się w szachy. a już na pewno nie na szachownicy wprawionej w stół, bo taki byłby za ciężki, żeby go na łodzi przewieźć. Zalatuje buraczkami? I to jak….
Największy jednak problem miałam z samym potraktowaniem tematu przez autora. Biorąc do ręki książkę pod tytułem Winlandia, spodziewałam się mocno fabularyzowanej opowieści o wyprawie Leifa Erikssona, albo przynajmniej o życiu wikingów na obrzeżach XI wiecznej Europy. Może niekoniecznie marzyłam o “typowych” przygodach wikinga – ikony popkultury, a bardziej o czymś w stylu Cornwellowskiego cyklu Wojny Wikingów, czy tetralogii Cherezińskiej Północna droga. Tymczasem dostaliśmy historię, w której tytułowa podróż na Winlandię zajmuje może 20 stron, Leif Eriksson niemal każde zdanie zaczyna od “sądzę że” i przedstawiony jest nie tyle jako charyzmatyczny przywódca ile flegmatyk, którego największą zaletą w oczach załogi jest to, że nikogo nie bije bez powodu. Reszta książki to opowieść o przygodach Ranalda Sigmundsona, który pływa to tu, to tam i obserwuje różne wydarzenia. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby autor przyłożył się nieco bardziej do swojej pracy i postarał choć trochę oddać klimat i ducha epoki. Niestety, nie dostajemy klimatu i ducha epoki. Dostajemy za to istne poletko buraczków. Wikingowie uprawiają… kukurydzę! W XI wieku! Na Orkadach! ( Indianie w Winlandii też….) Odyn jest gromowładny, a jego ptakiem jest… sowa! Wiking przestępca nie zejdzie na ląd w Norwegii bo nie chce być zaprowadzony do więzienia przez konstablów… Dwór króla Olafa to bardziej parodia dworu niż cokolwiek innego, ale wszystko przebiło zdanie: “Delikatny odlew topora,który dał nam Odyn”. Dobrze ze niczego akurat nie piłam bo chyba bym opluła ekran. Jeśli do tego dołożymy płaskie, nudne postacie, deklamujące swoje kwestie z zacięciem pacynek, ubogi język literacki, liniowe prowadzenie fabuły, która w dodatku miejscami rozłazi się na boki, tak, że czytelnik ma problem ze zorientowaniem się w jakim kawałku historii Europy się znajduje, słabe, a w zasadzie żadne opisy to mamy książkę, na którą zwyczajnie szkoda czasu.
Miałam poważne problemy, żeby zmusić się do przeczytania tego dzieła do końca.
“Delikatny odlew topora”, hahaha. Mieli tam filigranowe topory? Ale filigranu to się nie odlewa 😀
A kukurydza mam wrażenie jest jakimś zielskiem magicznym, bo autorzy różnych powieści historycznych sadzą ją namiętnie w różnych miejscach i czasach.
Aż mnie kusi, żeby to “dzieuo” przeczytać, bo historia wygląda na mocno alternatywną…
Dobrze, pozostawię Ci to dzieło do lektury 🙂 Tylko potem nie morduj 😛