(4,5 / 5) Tym razem nie polecimy na statku kosmicznym. Nie będziemy podróżowali z barwną załogą “Wędrowca”. Tym razem zejdziemy na planetę i spróbujemy zobaczyć świat oczami SI LoveLace. I dowiemy się jak to jest, gdy zmysły nagle zostaną ograniczone tylko do pary oczu widzących do przodu, i uszu, o czułości dalekiej od doskonałości czujników. Poznamy też historię Jane oraz jej partnera. Jednym słowem wciąż będziemy obracali się w kręgu pytań o prawa jednostki, o prawa do odmienności o zawiłe meandry wdzięczności, zobowiązań, relacji.Zastanawialiście się kiedyś jak to jest być takim Datą ze Star Treka? Jak widzą świat androidy? Jak może czuć Sztuczna Inteligencja zainstalowana na statku, której zmysłami są wszystkie czujniki, a dostęp do sieci jest nieprzerwany? I jak musiałaby się taka SI czuć, gdyby nagle przenieść ją ze statku do powłoki udającej człowieka, siłą rzeczy ograniczając ilość “czujników” do zmysłów posiadanych przez człowieka? Ludzie mają agorafobię. Czy moją ją mieć również sztuczne inteligencje? Te i inne pytania stawia przed nami autorka Wspólnej Orbity. Ale ta książka to nie tylko historia trudnego poszukiwania samego siebie, i swojego miejsca w świecie. To również dość przerażająca historia małej Jane, dziewczynki wykorzystywanej wraz z innymi Jane z określonego “miotu” przez sztuczną inteligencję do recyklingu elektronicznego złomu. Wyobrażacie sobie bardziej makabryczny pomysł? Roboty hodują dzieci, żeby dla nich pracowały? Koszmarek.
Tak więc na zmianę patrzymy na świat oczyma zagubionej sztucznej inteligencji, której w poszukiwaniach własnej autentyczności i miłości pomaga transpłciowy kosmita, i oczyma małej zagubionej dziewczynki, która po ucieczce z fabryki znajduje pomoc, schronienie i wreszcie autentyczną miłość u sztucznej inteligencji z wraku porzuconego na wysypisku. Ten dualizm nie przeszkadza w lekturze, obie ścieżki uzupełniają się i logicznie łączą. Ba przyznam nawet, że miejscami historia Jane daje miłe wytchnienie, od nieco zbyt wyrozumowanej i przez to chwilami nieznośnej Sidry (takie imię przyjęła Lovelace po upowłokowieniu)
Jeśli jest jakiś schemat który da się przewrócić do góry nogami, jakaś prawda którą da się zakwestionować – bądźcie pewni Becky Chambers przewróci je i zakwestionuje. Oczywiście możemy się żżymać, że w świecie kreowanym przez autorkę to kobiety są najważniejsze, a faceci plączą się w tle jako niezbędny, ale niewiele znaczący element krajobrazu, ale…. dla tak dobrze napisanego SF jestem gotowa darować ten drobny seksizm.
Polecam.