Chang Jean – Droga smoczych źródeł

Dla takich książek warto czytać. Książek nie tylko dobrze skonstruowanych, przemyślanych, kompletnych, ale też mimo trudnej tematyki – urokliwych, poetyckich, magicznych. Do tej kategorii zaliczam Małego Księcia, a od dziś  Drogę smoczych źródeł. Przedziwnym zrządzeniem losu, w obu książkach mentorem, przewodnikiem i po części opiekunem jest zwierzątko o rudej sierści. Lis. A zaczyna się smutno – oto mała dziewczynka zostaje porzucona przez matkę w wielkim domu. Osamotnione dziecko czekające na matkę nie wie, że ta już nie wróci. Dom został bowiem sprzedany, a były właściciel wysłał konkubinę do burdelu. Niebawem zjawia się nowy właściciel i szczęśliwie dla Jialing godzi się przyjąć znajdę jako służącą. Odtąd siedmiolatka będzie uczyła się trudnego życia służącej, pracującej za dach nad głową i marną strawę. I przekona jak bardzo nietolerancyjne jest chińskie społeczeństwo. Bo Jialing jest Euroazjatką. Mieszańcem. kimś do kogo nie chcą się przyznać ani jedni ani drudzy. Dla Europejczyków ( a raczej Europejek) jest dowodem zdrady ich mężów. Dla Azjatów – jest brudna. Bo choć to społeczeństwo nie widzi nic złego w sprzedawaniu kobiet i dzieci do burdeli, to dziecko “obcego” jest powodem do oburzenia. Droga Smoczych źródeł jest więc opowieścią o samotności i odrzuceniu. O dojrzewaniu  i szukaniu swojego miejsca na ziemi. O tęsknocie za przyjaźnią i o marzeniu o absolucie. O sile miłości. Tak, o sile miłości, bo w trakcie lektury przekonamy się, że ta brutalna decyzja, o pozostawieniu dziecka była podyktowana głęboką miłością matki. Znajdziemy w niej również wątki polityczne, bo losy bohaterki są ściśle splecione z losami jej kraju. Widzimy jak zmieniają się Chiny, zataczające się od cesarstwa przez rządy generałów ku komunizmowi.  I jak chińskie społeczeństwo, w swej masie, za tymi zmianami nie nadąża, pozostając wciąż takim jak było.

No i jest jeszcze Lisica. O niej najtrudniej mi pisać, bo to postać z pogranicza  jawy i snu, marzeń i realizmu. Autorka bawi się emocjami czytelnika, to sugerując, że lisica istnieje realnie jako zwykłe zwierzątko, to zmieniając ją w ducha opiekuńczego, to znowu sugerując, iż jest to wytwór wyobraźni osamotnionego dziecka. I wciąga czytelnika coraz głębiej w ten wydumany dziwny świat, niby chiński, ale bardzo, właśnie przez odniesienia do Małego Księcia europejski. Zastanawiam się swoją drogą jak odczytują tę postać osoby nie znające dzieła Saint- Exupery’go.

Polecam tę baśń, nie baśń wszystkim. Spotkajcie Lisicę. Jest tego warta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *