Boziu drogi i co tu napisać w sytuacji, gdy w poprzednich tomach powiedziało się o serii praktycznie wszystko? To największy problem jaki mam zawsze z opisywaniem kolejnych tomów jakiegoś cyklu. A seria o początkach Anglii, nazwana dość przewrotnie “wojny Wikingów” zaplanowana jest na bagatela 9 tomów! Jeśli zatem zaczyna mi brakować pisarskiej “pary” przy piątym, to co będzie przy ostatnim?Kolejny tom przygód Uhtreda z Bebbanburga nie odbiega poziomem od poprzednich. Autor uparcie prowadzi nas przez wydarzenia historyczne których konsekwencją było zjednoczenie czterech “dzielnic” i utworzenie Anglicorum. Alfred Wielki, władca Wessexu i faktyczny władca Mercji którą rządzi jego zięć zmaga się z kolejnym najazdem wikingów. Władca jest wiekowy ( jak na tamte czasy) schorowany i zmęczony, ale u jego boku ciągle stoi związany przysięgą Uhtred z Bebbanburga. W końcu jednak czara goryczy zostaje przelana i Uthred wypowiada posłuszeństwo Alfredowi. A przynajmniej tak mu się wydaje. Jeśli chcecie się dowiedzieć co było dalej czytajcie sami, ja spojlerować nie będę.
Historia dalej opisywania jest z perspektywy głównego bohatera, choć w przeciwieństwie do poprzednich tomów autor bardzo daje nam odczuć, że historię opowiada człowiek który ją już przeżył i sam stoi nad grobem. Uhtred z piątego tomu ma już 40 lat czyli jak na owe czasy jest w zaawansowanym wieku. Nie ukrywam dość dziwnie czyta się o chorującym wikingu, bo w powszechnym przekonaniu były to chłopy zdrowe jak tury, zahartowane nieprawdopodobnie, zdolne wyjść bez kataru z takich opałów, w których współcześni ludzie zawinęliby się z tego świata w przysłowiowe 5 minut. A tu nagle wiking gorączka i piernaty oraz ziółka. Zonk jak ta lala. Bohaterowi przybyło lat, ale jakoś nie przybyło mądrości. Choć nie można mu odmówić talentu wojskowego czy umiejętności wojennych, to w zwyczajnym życiu jakoś mu gorzej idzie, ciągle daje się wpuszczać w maliny temu czy owemu albo owej. I to mnie niezmiernie w tej postaci denerwuje. Jestem w stanie zrozumieć obsesję na temat odzyskania ojcowizny, ale za chińskiego boga nie rozumiem jak mógł się tak dawać wodzić za nos – jak nie Alfredowi to Skade, jak nie Skade to córce Alfreda.
Piaty tom czytało mi się najtrudniej. Sama nie wiem dlaczego. A najciekawszy okazał się dodatek w którym autor wyjaśnił nam dlaczego właśnie o tym okresie pisze i dorzucił garść historycznych szczegółów do swojej sagi. Chwilowo jestem zmęczona tą serią i cieszę się, że jeszcze nie wydano tomu 6. Mam czas odpocząć, nabrać dystansu i zastanowić się, czy chcę kolejny tom czy też wystarczy.