Pierwsze kilkanaście zdań nie nastroiło mnie zbyt przyjaźnie do tej książki. Po prostu nie lubię takich bombastycznych, wysilonych opisów “okoliczności przyrody” w których jest i “krwawa pożoga” zachodzącego słońca i “niedosięgłe sklepienie” i “szkarłatny poblask w oczekiwaniu na martwotę nocy”. Odstawiłam picie, żeby nie parsknąć na bądź co bądź pożyczoną książkę i zmówiłam szybki paciorek do wszystkich świętych w nadziei, że jest tam jakiś dedykowany patron od cierpliwości i reszta świętego towarzystwa przekaże mu info o pilnej potrzebie wsparcia. Na całe szczęście dalej było znacznie lepiej, a im mniej się autor na Orzeszkową stylizował tym lepiej mu pisanie szło, choć dalej trafiały się kwiatki w rodzaju “rozrywkowego widowiska”. Uciekinier to typowa powieść awanturnicza osadzona w realiach Polski w początkach panowania Zygmunta Starego oraz Europy w której zaczyna rozpalać się na dobre ogień wojen religijnych. Przy czym Polska, wbrew obiegowej opinii ukazywana jest jako kraj który już się rozpada, szarpany od wewnątrz przez możnowładców i służącą im średnią szlachtę, puszczona samopas przez słabego króla, kompletnie nie przygotowanego do tego, że będzie rządził tak szeroką dziedziną (przypomnijmy Zygmunt – ostatni męski potomek Kazimierza Jagiellończyka długo był takim polskim “Janem bez Ziemi” – rządził niewielkim księstwem śląskim i nikt nie spodziewał się, że ostatecznie zasiądzie na krakowskim tronie).
Tytułowy uciekinier to młody szlachcic Jarosław Burzyński herbu Burza, którego skomplikowane losy powiodą nas od wojny z Rosją przez studia medyczne w Norymberdze poprzez dzikie ostępy Karpat, tereny dzisiejszej Chorwacji aż do Niemiec. Pozbawiony rodowej siedziby, herbu i skazany na śmierć, po brawurowej ucieczce staje się najemnikiem ofiarowujących swój miecz i kunszt wojenny za dach nad głową i miskę strawy. Wędrówka bezdrożami Europy, staje się dla niego a przy okazji i dla czytelnika swoistą lekcją życia, kiedy nie raz i nie dwa trzeba sobie zadać pytanie – co jest warte życie, przysięgi i honor.
Pomimo początkowych obaw książkę czyta się bardzo dobrze, bowiem autor wykreował barwnego, żywego bohatera któremu chce się kibicować, akcja toczy się wartko, a wydarzenia, nawet tam gdzie zahaczają o mitologię nie tracą nic z logiki i spójności. Momentami miałam wręcz wrażenie, że czytam jakiś nieco bardziej uwspółcześniony epos rycerski . Pochwała należy się również za zachowanie historycznych realiów przy jednoczesnym uniknięciu pułapki jaką może się stać archaizowanie języka