David Weber – Alternatywa Ekskalibura

alternatywa

David Weber jest znany przede wszystkim z cyklu o przygodach Honor Harrington i głównie tym cyklem się zajmuje – pisząc i edytując apokryfy pisane przez innych pisarzy. Jednak od czasu do czasu tworzy krótsze serie, pisze w duecie albo popełnia jednotomowe powieści SF. Był już Troll Zagłady, teraz mamy Alternatywę Ekskalibura.
Sir George Wincaster – angielski baron, razem z rodziną i kilkoma oddziałami łuczników płynie na wojnę do Francji. Jednak wojska nigdy nie docierają na miejsce – okręty wpadają w sztorm i wszyscy pasażerowie są przekonani, że zaraz zginą, jednak zamiast na dnie morza lądują… w ładowni latającego statku. Futrzasty i szpiczastoouchy obcy otoczony jaszczuropodobnymi strażnikami dzięki szybkiemu pokazowi technologi i broni oraz dzięki rozdzieleniu rodzin błyskawicznie wymusza posłuszeństwo. Dość szybko okazuje się, że łucznicy nie są mu potrzebni w celach kolekcjonerskich – mają dla niego walczyć na obcych planetach, dlatego że traktaty handlowe można co prawda wymuszać, ale tylko przy użyciu podobnej technologicznie broni. Konkurencja, która sprowadziła sobie oddział rzymskiej piechoty wyszła na tym świetnie, więc on też postanowił spróbować.
Trzeba przyznać, że Weber, jak zwykle, zadbał o szczegóły – mamy zmienną grawitację, egzotyczną faunę i florę na innych planetach, problemy z poprawnym tłumaczeniem i zrozumieniem technologii. Autor pamiętał nawet o wsparciu psychologicznym dla czternastowiecznych łuczników w postaci księdza. Bitwy są dynamiczne i sporo się dzieje, jednak sam pomysł porywania prymitywnego wojska, mimo że wytłumaczony, jest dość trudny do przełknięcia. Podobnie jest z większością technologii wykorzystywanej przez obcych – technika i medycyna sprawiają wrażenie pomysłów deus ex machina, żeby autor miał sporo zabawek i jak najmniej problemów. A zakończenie wywołuje zgrzytanie zębów i chęć rąbnięcia głową z biurko.
Nie jest to pierwsza próba połączenia technologi, które nie miałyby prawa zaistnieć obok siebie bez pomocy wyobraźni autorów SF, ale żadna z nich, czy to podjęta przez Webera, czy przez innych pisarzy, nie była zbyt udana. Tym razem dostajemy SF, gdzie z „science” nie zostało praktycznie nic, a „fiction” jest zdecydowanie za dużo, a wszystkie dobre sceny i ciekawe pomysły giną w zestawieniu z całą resztą książki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *