David Weber, Jane Lindskold – Piękna Przyjaźń (dwugłos)

honor-harrington-piekna-przyjazn

Królestwo Manticore. Niedawno zasiedlona planeta Sphinx. Jedenastoletnia Stephanie Harrington nudzi się śmiertelnie. Zima, trwająca kilkanaście ziemskich miesięcy, już minęła, ale dziewczynka mieszkająca z rodzicami w położonym na uboczu domu nie ma co robić. Wycieczki do pobliskiego miasteczka są bardzo rzadkie, a nawet kiedy są, to Steph nie wykazuje zbytniego entuzjazmu – niezbyt dogaduje się z lokalnymi dziećmi. Rodzice – weterynarz i biolog molekularny są zbyt zajęci żeby iść z nią do ukochanego lasu, a sama się tam wybrać nie może, że względu na drapieżniki. Matka podsuwa jej więc wyzwanie – ma złapać tajemniczego złodzieja, który ze szklarni na całej planecie wykrada… seler.
Powieść jest rozwinięciem opowiadania pod tym samym tytułem. Opowiadania jako jednego z niewielu, z dziejących się w honorverse, napisanych osobiście przez Webera, i jednego z najlepszych, które udało mu się popełnić. Historia praprababki Honor i pierwszego spotkania treecatów z ludźmi dobrze uzupełnia historię Manticore i świetnie się sprawdza jako opowiadanie. Jako powieść (albo raczej początek kolejnej serii), już nie. Być może jest to kwestia poznania historii najpierw w formie zamkniętego opowiadania, jednak fabuła sprawia wrażenie zlepionej na siłę i wydłużonej, żeby uzyskać format powieści. Tym bardziej, że Weber zapowiada, że jest to początek kolejnego spin offu, tym razem opowiadającego o tym, jak treecaty zyskały prawa do części planety i ochronę Rządu. I zgadza się to z treścią powieści – jednak bohaterowie pod koniec Przyjaźni dopiero zaczynają rozważać taką możliwość, więc do podpisania ustawy, znając możliwości autora, brakuje co najmniej trzech tomów.
Piękna Przyjaźń może być dobrą książką do zapoznania się z universum Honor Harrington, bo znajomość wszystkich poprzednich tomów nie jest tutaj do szczęścia potrzebna (mimo że znajomość opowiadania Przybłęda, może pomóc w zrozumieniu pewnych wątków, to bez niej też da się przeżyć). Całość jest napisana dobrze, sporo się dzieje i ciężko się nudzić podczas lektury, ale rozwinięcie opowiadania w powieść i dalsze plany autora, mimo całego sentymentu jaki mam do serii Honor sprawiają, że mam ochotę zapytać: Panie autor, a może już starczy? Może trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny i przestać odcinać kupony?
Całkiem niezłe

————————————————————————————————————- By Atisza————————-

Dwa tomy opowiadań (lub jak mówią zagorzali fani cyklu – apokryfów) osadzone w Honorverse, czyli w świecie znanym z powieści o przygodach Honor Harrington. Tym razem jednak to nie Honor jest ich główną bohaterką, ale jej praprababcia i prapra Nimitza. Czyli dowiadujemy się co nieco o jednej z moim zdaniem najfajniejszych ras inteligentnych jakie kiedykolwiek zaistniały w literaturze Sciencie Fiction. Chodzi rzecz jasna o treecaty- sześcionożne nadrzewne koty, obdarzone zdolnościami jak to się mądrze mówi “psi”. W pierwszej chwili pomyślałam, że Weber odcina kupony od niezmiernie lubianego cyklu i pewnie w ten sposób rekompensuje sobie straty poniesione przy wydaniu koszmarnych “Raf Armagedonu”. Jednak po przeczytaniu nie miałam innego wyjścia jak tylko uśmiechnąć się z rozbawieniem. Bo tak naprawdę Weber napisał o problemach związanych z pierwszym kontaktem. Kiedy kosmita ma 2 metry wzrostu i wygląda jak Klingon łatwiej nam zaakceptować jego prawa do jakiegoś terytorium. A jak jeszcze w dodatku rzeczony kosmita dorównuje nam technologicznie – to już generalnie nie ma gadania. Ale co jeśli nasz kosmita wygląda jak bardzo, bardzo wyrośnięty kot z sześcioma łapami? Co jeśli za jedyną obronę ma jedynie pazury i krzemienny nóż? Czy wtedy łatwo pogodzimy się z jego prawami? Czy podobnie jak to się działo na ziemi, w przypadku ludzi o innym niż biały kolor skóry nie zaczniemy im odmawiać prawa do samostanowienia czy wręcz negować ich inteligencję? Treecaty łatwo traktować jak zwykłe futrzaki. Przecież przypominają koty. Nawet mruczą, jak “prawdziwe” koty. A przecież są inteligentne, mają swoje tradycje, metody komunikacji, tworzą wspólnotę. I jest jeszcze tajemnicza więź, więź która powstaje pomiędzy treecatami i ludźmi. Więź która ma wszelkie cechy miłości od pierwszego wejrzenia, czyli czegoś co ludziom trafia się niezmiernie rzadko, a za czym wszyscy tęsknimy.
To co mi przeszkadzało przy czytaniu tej kosmicznej baśni, to fakt, że Treecaty wydają się być zbyt wielkimi idealistami , momentami wręcz naiwniakami no i gadają a raczej myślowo filozofują między sobą aż do przesady.
A poza tym? Piękna baśń, której wszyscy w dzisiejszych czasach potrzebujemy.
A teraz idę pogładzić moje dwa najukochańsze koty……

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *