Martyna Raduchowska – Szamanka od umarlaków (dwugłos)

szamanka-od-umarlakow-p-iext8607946Ida jest nieszczęśliwą studentką. Następną, rany, niech mnie ktoś dobije, no ile można?! Studentka jest tym razem z rodzimego chowu, a nie z importu zza wschodniej granicy. Po chwili okazuje się, że nieszczęście Idy nie jest klasycznie już związane z magicznymi studiami i/lub brakiem funduszy, tylko tym, że chce uczęszczać na zwykłe, niemagiczna studia (o fundusze akurat nie musi się martwić). Ku jej ubolewaniu spełnienie marzeń utrudniają jej: magiczna rodzina i…. pałętający się za nią umarli. Na dodatek po pierwszej imprezie w akademiku umarli ze spotykanych okazyjnie sztuk rozmnożyli się do sporego stada, które wszędzie za nią łazi, więc Ida chcąc nie chcąc (zdecydowanie nie chcąc) trafia na szkolenie do ciotki Tekli. Przyznaje, że ciotka, jej dom i panujący w nim klimat sprawiły, że stanęli mi przed oczami ciotka Katarzyna z „wiedźmy.com.pl” i… mistrz Yoda (ciotunia ma specyficzny sposób wysławiania się). Od tego momentu problemy studenckie lądują na marginesie, a czołowe miejsce zajmują: ciotka, szkolenie i umarlaki.
Autorka bawi się słowami i wyraźnie sprawia jej to niezłą frajdę, czytelnikowi zresztą też. Na dodatek skutkuje to niezłym stylem i brakiem kwiatków, co samo w sobie jest dużym osiągnięciem, tym bardziej przy debiucie powieściowym. Mimo „nieszczęśliwej studentki”szybko pojawia się kilka bardziej oryginalnych pomysłów, które wyrównują bardziej wyeksploatowane zagrana, plus trochę ładnie wplecionych w całość odnośników do popkultury, złośliwe komentarze o niezniszczalnych bohaterkach powieści i mamy w rezultacie czytadło, które połyka się błyskawicznie i czeka na jeszcze.
Momentami co prawda miałam wrażenie, że styl autorce trochę siada i fabuła mogłaby być lepsza… ok fabuła mogłaby być sporo lepsza. Styl co prawda wynagradza braki w treści, no ale…
Wypadałoby uczciwie ostrzec, że połączenie dość charakterystycznego stylu z mrocznym klimatem i treścią może niektórymi wstrząsnąć i solidnie odrzucić. Mnie zabawa słowami i lekki styl w połączeniu z motywami godnymi horroru przypadły do gustu.
Solidniejsza fabuła w następnej powieści (albo postawienie na fantasy czysto humorystyczne) przy zachowaniu obecnego stylu i mamy „lekturę obowiązkową”.
Niezależnie od treści ja już mogę się ustawić w kolejce po następną książkę autorki.
Dobre.. z dwoma plusami.

——————————————————————————————————————————— By Atisza —–

Książka zaczyna się trochę jak Harry Potter. Z jednym drobnym wyjątkiem – bohaterką jest nie Harry tylko Hermiona, a cała reszta też jest  na odwrót..

Wracając jednak do “Szamanki”: mamy wielce magiczną rodzinę. Z tradycjami, zobowiązaniami wynikającymi z tej tradycji oraz całą resztą która się z posiadaniem magii wiąże. I mamy dziecię które… o wstydzie ogromny nie przejawia żadnych magicznych umiejętności czy talentów, a co gorsza ośmiela się mieć swoje własne zdanie i w dodatku je prezentować.

Harry ku oburzeniu swojej niemagicznej “rodziny” jedzie  do Hogwartu. Nasza bohaterka ku oburzeniu magicznej rodziny idzie na najzwyklejsze studia. W Harrym mamy postać Hagrida – w Szamance mamy Teklę, która podobnie jak Hagrid ma nieprzyjemny obyczaj zwracania się do bohaterki w trzeciej osobie.

I tak dalej i w tym stylu.  Bohaterka choć niemagiczna to jednak okazuje się być bardzo silnym medium do którego ciągną tabunami umarlaki starające się załatwić swoje  sprawy. ( Kłania się  szósty zmysł). Dziewczyny rzecz jasna nikt nie raczył uprzedzić, że jak się ruszy poza miejsca chronione przez magię jej rodziców to  jej się tak “fajnie” podzieje. Zaczyna zalatywać grozą, stęchlizną i mrocznymi klimatami,  spojrzenie  w lustro czy otwarcie szafy urasta do rangi  wyzwania.  Na całe szczęście Ida  ma po swojej stronie ciotuchnę Teklę również nieboszczkę, która pomoże jej w ogarnięciu bałaganu w który się nasza wyszczekana bohaterka zaplącze.  Cioteczka ma bardzo ważne zadanie – w krótkim czasie jaki jej pozostał musi wyszkolić Idę na swoją następczynię. Jak się domyślacie pyskata panienka  wcale jej tego zadania nie ułatwia.

Takim to, jak widać miejscami  mocno wtórnym dziełkiem uraczyła nas pani autorka.  Trzeba jej natomiast oddać sprawiedliwość – w odróżnieniu od wielu innych debiutantów Martyna Raduchowska polszczyznę opanowała w stopniu bardzo dobrym. Żadnych stylistycznych błędów doszukać się nie można, autorka pisze lekko, łatwo i przyjemnie,  bawi się słowami i  prezentuje momentami wręcz wisielczy humor. Niestety nie stroni od wulgaryzmów.   Nie należę do osób które uważają, że w książkach  nie powinno się  bluzgać, ale na wszystkie bogi, róbmy to z umiarem.  Tymczasem  czytając  Szamankę można momentami wręcz dojść do wniosku, że młode polskie pokolenie, na każdą dziwną/ trudną / nieprzyjemną sytuację reaguje stekiem bluzgów .

Podsumowując – po przeczytaniu Szamanki  mam dość mieszane uczucia.  Magda Kisiel to to nie jest. Na całe szczęście Aneta Jadowska też nie. Z jednej strony drażniła mnie wtórność motywów, bluzgi bohaterów, miałkość intrygi. Z drugiej trzeba docenić specyficzny humorek i ironiczne spojrzenie na bohaterów.

Mocny przeciętniak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *