Dębski Rafał – Wilki i orły

wilki-i-orly

Bojownicy i terroryści, wojna napędzana praniem pieniędzy i handlem narkotykami. Konflikt Rosji i Czeczeni, który można było obserwować na pierwszych stronach gazet z walką wywiadów w tle. A wszystko to opisane przez doświadczonego pisarza, który jest na dodatek psychologiem z wykształcenia. Brzmi świetnie, prawda? Niestety tylko w streszczeniu na tylnej okładce.
Dostajemy opis kilku akcji zbrojnych opisanych zarówno ze strony rosyjskiej jak i czeczeńskiej. Jednak są to krótkie, pocięte epizody, które czytelnik musi sam sobie mozolnie posklejać w całość (mozolnie, bo kleić się do siebie za bardzo nie chcą). Postacie są sztampowe do bólu – szlachetni, ale bezwzględni wojownicy, szpiedzy-świnie, przekupni politycy i świetni wojskowi specjaliści, bezbarwni są tak, że kiedy zginął jeden z bohaterów dopiero po trzech rozdziałach zorientowałam się który to był… bo trudno było go odróżnić od trzech pozostałych pałętających się po tym wątku.
Dwie postacie bardziej zapadają w pamięć, ale niestety nie z pozytywnych powodów. Jedna to rosyjski szpieg, świnia najwyższej klasy, który mógłby być świetną postacią gdyby nie to, że wszystko co o nim wiemy to schematyczne rozważania jego kolegi z oddziału. Drugą jest Mech – polski najemnik, pasujący do tego wszystkiego jak kwiatek do kożucha i głoszący banały o wojnie, ocienianiu stron i przemocy. Ratunku! Jakby przedtem nie było wystarczająco banału i sztampy.
Jakiejkolwiek sensacji czy napięcia trzeba by było ze świecą szukać – papierowe postacie mogą ginąć do woli, główny wątek najpierw trudno zauważyć a potem jego zakończenie jest dosyć oczywiste. Klimatu nie ma praktycznie wcale – ani wojennego ani Kaukazu. Ale skąd miałby się brać klimat skoro nie ma opisów – góry, gabinety, bazy, obozy po prostu są, cech żadnych nie posiadają a wygląd czytelnik może sobie dowolnie wyobrazić. Chociaż może to i lepiej, bo opisy strzelanin sprawiają, że opadają ręce… zwłaszcza jak czytelnik zacznie sobie opisaną scenę wyobrażać. Dialogi też nie zachwycają.
Nie jest to literatura klasy Z – tu nawet nie ma się z czego pośmiać. Jest to najzwyczajniej w świecie gniot sensacyjny… widać tematy wojenne nie są zbyt szczęśliwe dla naszych pisarzy fantasy. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *