Niezjednoczone Królestwa toczą ze sobą walki na Wyspach Brytyjskich. Magia traci swą moc i zamiast służyć do budowania zamków wystarcza co najwyżej do dostarczenia pizzy na latającym dywanie. A smoki? Smok jest jeden. Ostatni.
Jennifer Strange jest w tym dziwnym świecie osóbką bardzo zwyczajną – sierotą jakich wiele, która musi wykupić siebie z kontraktu i na dodatek jest kompletnie niemagiczna. Za to jej towarzystwo wręcz przeciwnie, ale co zrobić jeśli pracuje się z samymi magami.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony, jest tu sporo ciekawych pomysłów – Kwarkostwory, bardzo przyziemne wykorzystanie magii, banda ekscentrycznych czarodziejów, ciekawy system społeczno-prawny. No i sama Jennifer – zwykła, niemagiczna, popełniająca rozsądne błędy i odpowiednio niedoświadczona życiem jak na (nawet wyjątkowo odpowiedzialną) szesnastolatkę przystało.
Z drugiej mamy – bandę ekscentrycznych czarodziejów, którzy nie są do niczego potrzebni. Ot, dostajemy barwne postacie, które nie mają znaczenia dla fabuły. Wszystkie zwroty akcji są wytrzaśnięte z powietrza. Humor, który chyba miał naśladować Pratchetta jest wymuszony i sztuczny. Może i znajdzie się amator takiego stylu, ale jedyne co udało się autorowi ze mnie wydobyć to uniesienie brwi i mentalne uwagi typu „aha, to chyba miało być zabawne”. Postacie, które się pojawiają stają się częścią fabuły tylko na chwilę, żeby za moment zniknąć w mrokach niepamięci. Pół książki jest poświęcone wprowadzeniu do świata (i mam wrażenie – tworzeniu podbudowy pod kolejne tomy) po to, żeby po połowie zmienić fabułę na taką, która zawiera skorumpowanych władców i pokrętnych urzędników w dużej ilości, i która ma bardzo mało wspólnego z pierwszą połową książki. Do tego ważne wydarzenia nie niosą za sobą emocji ani napięcia, nieważne czy bohaterka jest w niebezpieczeństwie czy korzysta z windy – odczucia są bardzo podobne. Chociaż nie, korzystanie z magicznej windy miało jednak więcej suspensu.
Wad jest zdecydowanie więcej, jednak zalety pokazują, że to naprawdę mogłaby być bardzo fajna książka dla młodzieży, gdyby trochę poprzesuwać akcenty, wyrzucić martwe dusze i informacje, które nic nie wnoszą do czytanego tomu. O dziwo, nie jest to debiutancka powieść, mimo że momentami sprawia takie wrażenie, i na dodatek doczekała się (telewizyjnej) ekranizacji kilka lat temu. Co prawda możliwe, że humor stracił trochę w tłumaczeniu, ale tłumacza nie można posądzać o nierówną konstrukcję powieści.
Widać też, że Kroniki Jennifer Strange nie wzbudziły entuzjazmu na naszym podwórku – SQN wydało co prawda tom drugi (który można znaleźć głównie w taniej książce), ale milczy na temat ostatniej części wydanej w oryginale cztery lata temu.
A mogło być tak pięknie – sympatyczna, normalna bohaterka, świat który jest barwny i daje dużo możliwości (niewykorzystanych niestety), barwne postacie drugoplanowe (też niewykorzystane) i fabuła jakby z dwóch różnych książek. W sumie dostajemy niezbyt zabawną, męczącą lekturę.