Alexia. Już nie Tarabotti, a Maccon. Żona hrabiego, wilkołaka, alfy i szefa Biura Ultranaturalnych Rzeczy w jednej osobie. Sama też jest barwną postacią – i to nawet bardziej niż znana jeszcze kilka miesięcy temu odwieczna stara panna o ciętym języku nierozstająca się z parasolką i pałająca zamiłowaniem do cudzych bibliotek. Język stał się jeszcze bardziej cięty – w końcu kłótnie z mężem są dobrą okazją do produkowania złośliwych komentarzy, podobnie jak trzymanie w ryzach całego zamku półnagich facetów zmieniających się raz na miesiąc w wilki. Na dodatek, ku ciężkiemu szokowi rodziny i samej zainteresowanej, Alexia została wyznacznikiem mody opisywanym w gazetach, dzięki swojej francuskiej pokojówce, która co prawda szpieguje dla wampirów, ale za to ma świetny gust.
Jednak przede wszystkim Alexia jest muhjah – jednym z trzech nadnaturalnych doradców królowej, który poza funkcją doradczą ma też pilnować, żeby pozostała dwójka jej kolegów – wampir i wilkołak, nie pozabijali się wzajemnie.
Tym razem ktoś przeprowadził masowy egzorcyzm na przemysłową skalę i z połowy Londynu zniknęły duchy, wampiry straciły kły, a przemienione w ludzi wilkołaki latały strasząc gołymi pośladkami niewinnych przechodniów. Lord Maccon znika w Szkocji załatwiając rodzinne sprawy, a Alexia prowadzi śledztwo mając do pomocy nową parasolkę. Jednak już sama podróż zaczyna się komplikować, kiedy pojawia się nadmiar pasażerów, których Alexia nie przewidziała. Mamy madame Lefoux – znajomą męża, stylistkę i skandalistkę, Tunsella – służącego męża tym razem w roli bagażowego, roztrzepaną przyjaciółkę Ivy i, o zgrozo, jedną z przyrodnich sióstr Alexii podrzuconą podstępnie przez matkę – w takim towarzystwie nic nie jest proste.
Zgodnie z zapowiedzią zabrałam się za czytanie drugiego tomu w podróży. Co prawda współpasażerowie wzdrygali się nerwowo (i pewnie zastanawiali, czy już dzwonić po miłych panów z białym kaftanem) słysząc stłumione kwiki, parsknięcia i chichoty, ale ja bawiłam się świetnie.
Carriger zaczyna się bawić swoim światem i bohaterami – mamy sterowce, fantastyczne wynalazki i Szkockie zamki. Poza znanymi, z pierwszego tomu, bohaterami pojawiają się nowe postacie (brawa za madame i alfę szkockiej watahy), a stare, drugoplanowe, zaczynają brać bardziej czynny udział w fabule. Autorka bawi się słowami i przestawia bohaterów z dużą wprawą ku uciesze czytelnika. Całe szczęście wątek romansowy jest przesunięty na dalszy plan, bo na czoło wysuwa się śledztwo i wynalazki, tak że mamy dużo więcej steampunku niż w pierwszym tomie. Czego chcieć więcej? Erotyki? Proszę bardzo. W charakterystycznym dla siebie stylu Carriger radośnie opisuje półnagie wilkołaki gorszące społeczeństwo, pancerne koszule nocne i pośladki lorda Maccona, a robiąc to z humorem i korzystając głównie z aluzji, nie opisuje tak naprawdę nic, zostawiając pole do popisu wyobraźni czytelnika, co sprawdza się świetnie.
Bezzmienna to lekka, zabawna, świetnie się czytająca książka do pociągu, której główną wadą jest zakończenie – chcąc nie chcąc po skończeniu drugiego tomu trzeba się brać od razu za trzeci zanim ciekawość mnie zeżre.
Dobre, momentami bardzo.