Państwo Maccon pogodzili się w końcu i to nie tylko oficjalnie. Jednak to jest jedyna dobra wiadomość. Na ulicach Londynu biegają całe stada morderczych jeżozwierzy, Madame Lefoux zachowuje się co najmniej dziwnie, Ivy dalej szokuje towarzystwo kapeluszami i mężem aktorem, a na scenę znów wkracza Bractwo Ośmiornicy. Jakby tego było mało tajemniczy duch grozi królowej a podczas śledztwa wychodzą na jaw sprawy z przeszłości watahy i ojca Alexi. Przez to wszystko bezduszna heroina nawet nie ma czasu pamiętać że jest w ciąży, nie zapomina tylko o jedzeniu. I parasolce.
Dzieje się dużo, nawet trochę za dużo. Autorka łączy i plącze na nowo wątki znane z poprzednich tomów jednocześnie dorzucając nowe. Wampiry i wilkołaki z Biffym i lordem Alkedamą na czele wpływają na życie i nie-życie wiktoriańskiego Londynu. A Alexia próbuje prowadzić śledztwo – tym razem z pomocą kogoś innego, bo w końcu ciężarnej żony lord wilkołak nie spuściłby z oka. Niby wszystko jest ok, ale nie do końca… Jest humor, jest dramat, jest steampunk; zniewieściały wampir i męski szkocki wilkołak, ale mimo tego Bezwzględną czytało się zdecydowanie gorzej niż pozostałe trzy tomy. Może dlatego, że przyjaciółki lady Maccon znikają na większość część fabuły i ich miejsce zajmuje siostra bezdusznej? Dlatego, że mimo pozorów radosnej głupawki wszystkie wątki są poważne. A może po postu dlatego, że czwarty tom sprawia wrażenie wstępu do właściwego finału – piątego i ostatniego tomu serii. Nie jest to złe i mimo narzekań książkę połknęłam w jeden wieczór jadąc autobusem, ale nie bawiłam się przy tym tak dobrze jak przy pozostałych tomach.
Takie sobie…