Od pewnego czasu mocno mnie ciekawi, ile z historii Yorków, Lancasterów i Tudorów zdoła jeszcze wycisnąć Philippa Gregory. Wszak historia z gumy nie jest i kiedyś skończą się bohaterowie i heroiny. I co wtedy? Owszem, znam inne książki tej autorki, ale jakoś żadna z nich nie jest równie wciągająca jak seria oparta na historii Anglii. A cykl nieodwołalnie zmierza do zakończenia. Dzięki autorce poznaliśmy właśnie ostatnią bohaterkę panowania Tudora, czy może bardziej – ostatnią ofiarę Henrka VIIIPrzyznaję, że opowieść snuta przez autorkę w pewnym momencie wprowadziła mnie w pomieszanie. Bowiem Henryk, przynajmniej do pewnego momentu wydaje się nie być takim potworem jakim przedstawiają go historycy, w tym również Philippa Gregory. Owszem, jest mówiąc wprost, rozpieszczony, wredny, czasami wręcz infantylny, jest fizycznie odstręczający, ale nie można nie zauważyć, że jednocześnie jest rozpaczliwie wręcz osamotniony pomiędzy stadem doradców, pieczeniarzy i cwaniaków wszelkiej maści. Metafora stada psów, której w powieści używa Henryk jest co tu kryć – bardzo celna. Można zatem zrozumieć -przynajmniej po części, dlaczego Henryk stał się takim a nie innym człowiekiem – okrutnym, bezwzględnym, niestałym, wygrywającym jednych przeciwko drugim. Możemy się zastanawiać czy taktyka lawirowania pomiędzy możnowładcami, taktyka stałej niepewności, napuszczania jednych na drugich była naprawdę jedyną do zastosowania. Możemy się zastanawiać na ile wszechwładza i samotność spaczyły charakter Henryka. Możemy wierzyć lub nie w teorie poszukujące medycznych rozwiązań zagadki zmian jakie zaszły w Henryku. Nie zmienimy jednak faktu, że z jego sześciu żon dwie posłał na szafot, dwie odesłał, przy czym jedna zmarła w niedostatku i ubóstwie, jedna zmarła w połogu, a tylko ostatnia – Katarzyna Parr zdołała do końca utrzymać się na tronie i przy boku ciężko chorego władcy. Nie zmienimy faktu, że Henryk mordował na prawo i lewo. Posyłał na szafot tych którzy mu się sprzeciwili, tych którzy mu się nie spodobali, tych których chciał usunąć z drogi ktoś kto akurat był u władzy. Lojalność, wiedza, przyjaźń, miłość nie miały dla tego władcy najmniejszego znaczenia i wartości. Jeśli chciał kogoś usunąć każda metoda była dla niego dobra – kłamstwo, oszustwo, prowokacja, krzywoprzysięstwo.
No właśnie… widzicie już na czym polegała moja konfuzja? Przecież książka miała być o ostatniej żonie Tudora. A o kim piszę i piszę? Bynajmniej nie o Katarzynie Parr. Bo paradoksalnie, choć ostatnia żona Henryka VIII to postać ciekawa i nietuzinkowa, a Philippa Gregory postawiła sobie za cel wyciągnięcie z cienia kobiet ważnych dla historii Anglii, to ostatnią książkę z cyklu zdominowała postać Henryka. I to nad nim jak widać zastanawia się głównie czytelnik. Czemu tak się stało? Trudno tu o jednoznaczną odpowiedź. Może dlatego, że ostatnia żona Henryka jest tak naprawdę mało “medialna”. Nie mamy tutaj wielkich emocji i uczuć, nie ma skandali, nie ma wybuchowych romansów, przyprawiających o dreszczyk intryg. Katarzyna jest w gruncie rzeczy bardzo “zwyczajną” kobietą. Owszem, bardzo wykształconą, owszem zaangażowaną w reformację, a jeszcze bardziej w coś co możemy okreslić mianem emancypacji. jest też bardzo świadoma tego jaki los spotkał jej poprzedniczki i po jak cienkim lodzie stąpa. Nie bez znaczenia jest zapewne fakt, że nie jest już młódką, a także to, że jest bardzo zaangażowana religijnie. Królowej Katarzyny nie interesuje władza jako taka, nie miesza się gierek frakcji. Swoją inteligencję i życiową mądrość wykorzystuje do tego, aby wspierać ruch reformatorski – tłumaczy psalmy, modlitwy i Ewangelie, słucha kaznodziejów. Stara się również zaopiekować całą trójką dzieci Henryka i tworzy im coś w rodzaju namiastki domu. Jest więc na swój sposób Katarzyna i nietuzinkowa i niezwykła i… nudna i jednowymiarowa. Nawet skrywana miłość i namiętność do Tomasza Seymora nie ożywia tej postaci.
Philippa Gregory pisze dobrze, więc książkę czyta się szybko i z przyjemnością, ale brak jej tego efektu “wow” i wciągania w świat jaki poznaliśmy z innych jej książek. Ostatnia żona Tudora to po prostu dobre zakończenie serii i nic więcej.