Jeśli śledzicie moje pisanie na temat książek z cyklu Tudorowskiego wiecie, że niedawno zastanawiałam się, co jeszcze można o tym cyklu napisać. I podejrzewałam, że autorka doszła już do przysłowiowej ściany. Jak widzicie – myliłam się.Tym razem “na tapetę” wzięta została dziewięciodniowa królowa – Joanna Grey i jej dwie siostry. Edward VI, słabowity syn Henryka VIII umarł i rozpoczęła się bezpardonowa walka o tron. Angielscy możnowładcy obstawiają kolejne kandydatki niczym konie na wyścigach. Z jednej strony Maria i Elżbieta. Obie córki Henryka VIII w którymś momencie swojego życia uznane za bękarty, obie całkiem niedawno przywrócone do łaski królewskich potomkiń. Prócz nich – dwie siostrzenice Henryka VIII -, Małgorzata Duglas oraz Frances Bradon. I dzieci tych ostatnich: Joanna Grey, Katarzyna Grey, Henryk Stuart i ta najbardziej znana – Maria Stuart, narzeczona Delfina Franciszka. Przyznaję, gdyby nie zamieszczone drzewo genealogiczne, miałabym duży problem, żeby się połapać w tych koligacjach i zrozumieć, czemu na przykład, Małgorzata Douglas i Frances Brandon tak wojowały o miejsce zajmowane w orszaku królowych.
To właśnie losom córek Frances Brandon przygląda się bliżej autorka. Szybko okazuje się, że walka o sukcesję po Edwardzie VI to nie tylko walka poszczególnych frakcji panów chętnych by zagarnąć jeszcze jeden kawałek władzy czy ziemi. To również walka światopoglądowa – papistów z protestantami. Maria ( która tu potraktowana jest marginalnie), sprowadza do kraju inkwizycję. Joannę osadzono na tronie pod hasłem sprzeciwu wobec rządów papistów i rzekomego pełnego wprowadzenia reformacji. Elżbieta zdobywa tron na fali zapowiedzi tolerancji wobec wyznawanej wiary.
W książce więcej miejsca jest jednak poświęcone Katarzynie Brandon, a nie Joannie. Joanna, słynna dziewięciodniowa królowa, tu przedstawiona zostaje jako kompletnie zagubiona i bezwolna osoba, przestawiana z kąta w kąt przez możnych, nie rozumiejąca ( bo i skąd!) mechanizmów władzy, naiwna i bezradna, a jednocześnie fanatyczna religijnie. Czytelnik bez trudu dostrzega, że Joanna od początku była skazana na przegraną. Katarzyna wydaje się być od Joanny znacznie bardziej inteligentniejsza. Obserwowała triumf i upadek swojej siostry, scięcie ojca i doskonale wie, że “Paryż wart jest mszy”… lub jej braku. Nie trzyma się kurczowo wyznania, kombinuje i manewruje, pod okiem czujnej i podejrzliwej Elżbiety. Ale gdy się zakocha i jej zabraknie sprytu. Tak jak jej siostra skończy na szafocie.
Jak zwykle dobry kawałek literatury. Polecam.