Święta Hilda jest ponoć tak ważna dla Anglików, jak święty Wojciech dla nas. Można o niej powiedzieć, używając jednego z wielce popularnych określeń, że jest częścią mitu założycielskiego Anglii. I jest jedną z tych kobiet które “przeszmuglowały się ” do historii dlatego, że ich czyny uwiecznił kościół. Święta Hilda z Whitby jest wspaniała, piedestałowa i nieskazitelna. Nie może być inaczej skoro to … święta. Nicola Griffith zadała sobie jednak pytanie – czy święta zawsze była taka święta? I co ją do świętości doprowadziło – wiara, czy głębokie polityczne wyrachowanie.Hilda, którą poznajemy w pierwszym tomie wcale święta nie jest. Poznajemy ją jako małe dziecko nad wiek poważne i inteligentne, obdarzone intuicją, doskonałą obserwatorkę, umiejącą wyciągać zaskakujące wnioski z tego co widzi. Dziecko, które od najmłodszych lat jest szkolone przez matkę do tego, aby stać się ważnym pionkiem w żywych szachach zwanych walką o władzę. Choć w przypadku matki Hildy, wdowy po otrutym Herericu jest to przede wszystkim walka o przeżycie. Zaplątana w świat dorosłych Hilda szybko zdaje sobie sprawę, że od jej zachowania zależy nie tylko jej życie, ale życie tych których kocha – siostry i przyrodniego brata. Dojrzała nad wiek szybko zyskuje sobie miejsce u boku wuja – Edwina, walczącego o podporządkowanie sobie pomniejszych władyków i krain. Szybko też zostaje uznana za “jasnowidzącą władcy”, osobę władającą tajemnymi mocami. Autorka nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi, czy Hilda rzeczywiście jest jasnowidzącą, czy po prostu jej inteligencja którą ( co tu kryć) bardzo góruje nad otoczeniem pozwala jej wyciągać trafne wnioski i wychodzić obronną ręką z niejednej opresji.
Na wielkie uznanie zasługuje praca autorki, która nie mając praktycznie żadnych źródeł o młodości Hildy zdołała stworzyć niezwykle plastyczny i barwny obraz epoki i samej bohaterki. Nie znajdziemy tu również plastikowej hollywodzkiej wersji wczesnego średniowiecza. To średniowiecze jest takie, jakie po prostu było – brudne, śmierdzące, brutalne. A jednocześnie niesamowicie żywe i bogate w szczegóły, ukazujące przyrodę, obyczajowość i historię Brytanii. Mężczyźni toczą swoje boje o władzę i znaczenie, a w ich cieniu kobiety toczą nie mniej brutalną wojnę o przetrwanie, o życie. I niejednokrotnie miałam wrażenie, że to właśnie one, są prawdziwą siłą sprawczą i napędową tych czy innych wydarzeń. Bo wiele spraw rozgrywanych było w nazwijmy to alkowach. Jednocześnie miałam też pewien dysonans poznawczy, bowiem czytając o Hildzie odkrywającej swoją seksualność, zaspokajanej przez niewolnicę ( tu wielkie brawa dla autorki, za uniknięcie pułapki pisania o seksie “pod publiczkę”), traktującej religię jako użyteczne narzędzie do zarządzania i rządzenia ludźmi cały czas w tyle głowy miałam wiedzę o tym, że czytam o przyszłej świętej. I czytając inne recenzje widzę, że niejednemu czytelnikowi takie podejście do tematu przeszkadzało. A przecież, no kochani – święci wbrew temu co lubi opowiadać tzw. ludowa religijność nie rodzili się od razu święci i nie przybywali na świat z lilią w garści oraz nimbem świętości nad potylicą.
czy Hildę czytało się łatwo? Oj nie. Namęczyłam się zdrowo z tymi wszystkimi pokręconymi imionami, powinowactwami, krainami. Choć do książki dołączone jest drzewo genealogiczne, nawet ono nie ułatwia przebijania się przez historię i skomplikowane powiązania pomiędzy postaciami. W dodatku powieść trochę “buja się” pomiędzy nastrojami. Raz bardziej to opowieść historyczna, raz political fiction, raz znowu romans. I wisząca nad bohaterami cały czas, doskonale oddana przez autorkę, atmosfera napięcia, zagrożenia, śmiertelnego niebezpieczeństwa. Niejeden autor thrillerów mógłby się sporo nauczyć.
Na pewno chętnie sięgnę po drugi tom. Bo jestem ciekawa, jak autorka pokieruje fabułą, by jej (na razie niezbyt święta) bohaterka stała się znaną i poważaną świętą.