Kocham historię Rzymu i Bizancjum. Uwielbiam o niej czytać. Jednak, gdy sięgam po kolejną książkę popularnonaukową z fascynującego mnie tematu zawsze mam pewne obawy – czy naprawdę powinnam ją kupować? Co jeszcze nowego można powiedzieć na tak wydawałoby się oklepany temat? Nie inaczej było, gdy sięgałam po Bizancjum. Okazało się jednak, ( na szczęście !) że wciąż można mnie w tym temacie czymś zaskoczyć.Judith Herrin nie podaje bowiem historii liniowo, tak jak przyzwyczaiła nas niestety szkoła. Nie jest to kronika “tego co się wydarzyło”. Nie podążamy po kolei przez historię wszystkich władców, ich dokonań i porażek. Ba, nie wszyscy władcy nawet są tutaj wspomniani. Jej historia Bizancjum to historia problemów i sposobu ich rozwiązywania. To opowieść o walce kościoła wschodniego i zachodniego, o balansowaniu pomiędzy chrześcijaństwem a islamem, o gospodarce, dworze cesarskim, o roli eunuchów i o kobietach które miały niebagatelny wpływ na historię tego zakątka świata. Pozwala lepiej zrozumieć fenomen jakim było i wciąż jest Bizancjum -imperium, które przetrwało swego rzymskiego “brata” o prawie 1000 lat, odcisnęło niezwykłe piętno na kulturze i sztuce, i którego następcą wciąż chce być Rosja.
Książkę można czytać na wyrywki, wybierając sobie ten rozdział na który właśnie ma się ochotę. A choć niektórzy narzekają na brak chronologii – dla mnie to jest zaleta – jeśli trafiłam na coś czego nie mogłam umiejscowić w czasie – był powód, żeby zacząć szukanie, szperanie i uczenie się. A to tygrysy lubią najbardziej.