(2 / 5)
Przyznaję bez bicia – skusiła mnie okładka. Dopiero potem przekonałam się, że książka jest wychwalana jako arcydzieło. Debiut i arcydzieło. Hmm…
Jak zwykle w takich przypadkach, szybko okazało się, że mocno nie zgadzam się z peanami pochwalnymi, na które natknęłam się w sieci. Jakimś cudem spora część z nich została napisana zanim książka miała swoją premierę, co mocno tłumaczy te zachwyty, no ale…
Danny Moon jest obrzydliwie bogaty, a w zasadzie jego rodzice są obrzydliwie bogaci. Jakimś cudem te magiczne pieniądze zarabiają na archeologii. Ale z powodu pracy cała rodzina żyje na walizkach, więc Danny’ego uczą guwernantki. Chłopak za to marzy o standardowym systemie edukacji – chciałby grać w piłkę, mieć kolegów i chodzić do szkoły, więc z uporem maniaka pozbywa się kolejnych nauczycielek. W końcu osiąga sukces – zostaje wysłany do rodziny mieszkającej w Warszawie i do zwykłej szkoły.
Danny w Warszawie spotyka ducha i wraz z jedną z kuzynek wplątuje się, dzięki duchom, w aferę. Afera, jak to bywa w takich przypadkach, zagraża światu i ktoś musi ten świat uratować.
Z jednej strony czytało się nieźle. Język jest lekki, prosty, ale przyjemny w odbiorze. Z drugiej, mam sporo „ale”, które szybko przychodzą na myśl już w trakcie lektury. I klika takich, które pojawiają się już po.
Mamy tu trochę za mocną jak na mój gust inspirację Riordanem (mam wrażenie, że zwłaszcza, mniej znanymi niż Percy Jackson, Kronikami Rodu Kane). Bohaterowie są ledwo zarysowani, o Dannym wiemy, że uwielbia czekoladę i Monopoly, i to w zasadzie tyle. Aneta jest bardziej rozsądna niż kuzyn, poza tym nie ma żadnego charakteru. Ich motywacja jest równie… nieistniejąca. Ratują świat, bo…? Nudzi im się? Bo mogli? Bo na pewno nie dlatego, że musieli.
W fabule bardzo szybko zaczyna przeszkadzać brak wyjaśnień i konsekwencji. Danny i Aneta widzą duchy. Fajnie, tylko… czemu oni a reszta rodziny nie? Czemu teraz? Czemu akurat w Warszawie? Jeśli już widzą, to czemu podróżujący Danny nie widział ich wcześniej. Czy ma innych widzących? Jak to wpływa na świat? Podobnie jest z czarnym charakterem – jakim cudem ma te umiejętności, które ma? Nie ma innych ludzi takich jak on? Czemu intryga obejmuje duchy w ogóle? Prościej, taniej i szybciej byłoby to zrobić bez nich. Autorka wrzuca nas do świata, w którym egzystują duchy, nawet dodaje do tego całkiem ciekawą teorię ich powstawiania, ale potem niczego nie wyjaśnia. Mamy zaakceptować świat, o którym nie wiemy za dużo, bo tak. Jakoś mnie to nie przekonuje.
Do tego chwilami prawdopodobieństwo trochę zgrzyta (duchy pomijając). Ot, taka scenka – czternastolatek prowadzi ciężarówkę po całej Warszawie i nikt tego nie zauważa. Jest też bardziej problematyczna scena, ale nie będę spoilerować.
A refleksja po lekturze? Nic się w życiu bohatera nie zmieniło. Żadnych wniosków, zmian, rewolucji. Więc w sumie, po co było to wszystko?
Jest parę kiepskich elementów komicznych, trochę scen niepotrzebnych i trochę przegadanych, ale jak na debiut nie ma ich aż tak dużo i nie przeszkadzają za bardzo.
Takie sobie czytadło. Brakuje wyjaśnień i momentami logiki, postacie są nijakie, ale czyta się dość bezboleśnie. Zachwyty są zdecydowanie na wyrost, jednak jest to niezły debiut. Mam tylko nadzieję, że kolejna książka już nie będzie spod znaku „to fantastyka, więc nie jest potrzebna logika”.