Niby wszyscy to wiemy. Neuroatypowi są wśród nas. Przyzwyczaiły nas do tego nawet seriale fabularne. Good Doctor czy Astrid i Raphaëlle ( zwłaszcza ten drugi z brawurowo zagraną postacią autystycznej Astrid) ukazujące nam autystyków jako trudnych, ale kochanych dziwaków, których dziwactwa można przełknąć i zaakceptować z mniej lub bardziej czułym uśmiechem. Jednak ten obraz jest z gruntu nieprawdziwy. Podobnie zresztą jak druga skrajność upatrująca w osobach ze spektrum Autyzmu czy ADHD oszalałych potworów terroryzujących siebie i cały świat. Podobnie zresztą jak trzecia opcja zaprzeczająca istnieniu takich zaburzeń, wrzucająca osoby zmagające się ze swoją atypowością do koszyka”niewychowany bachor” albo “chory debil”. Tymczasem prawda zawsze leży gdzieś po środku. Jacek Hołub po raz kolejny mierzy się z tematyką niepełnosprawności, wykluczenia, odrzucenia. Jego poprzednia książka “Żeby umarło przede mną” to wstrząsający dokument o matkach dzieci upośledzonych umysłowo czy jak się teraz modnie mówi niepełnosprawnych intelektualnie umiarkowanie i znacznie. Tym razem autor oddaje głos rodzicom dzieci neuroatypowych. I nie tylko rodzicom, bo z reporterskim zacięciem otwiera te drzwi też innym osobom na swój sposób uwikłanym w historie takich rodzin – pracownicom MOPS-u, nauczycielowi wspomagającemu, terapeutom. Brutalnie szczera pozycja ukazująca bezmiar cierpienia, niezrozumienia, odrzucenia, bezradności. W tej książce zawodzą wszyscy – lekarze, rodzina, szkoła, instytucje pomocowe, zwykli ludzie.
Lektura obowiązkowa dla każdego. Może wtedy byłoby mniej komentarzy, krzywych spojrzeń, pogardy i hejtu. Może więcej zastanowienia i wdzięczności że ma się marudne i niegrzeczne, ale jednak “typowe” dziecko.
Nie wystawiam oceny, bo w tym przypadku byłoby to wysoce niesmaczne.