Znowu nazbierało mi się książek do recenzowania, więc nie ma innej rady jak rozsiąść się z kubkiem kawy i skrobać….. Ale do rzeczy:
Utrzymana w duchu “Pożegnania z Afryką” , książka przygodowo – obyczajowa, przenosząca nas do pionierskich czasów kiedy najtęższe umysły wydzierały, czasem nieco przypadkowo przyrodzie jej tajemnice. Oto czasy gdy higiena przedoperacyjna nie jest jeszcze niczym oczywistym, cesarki są podejrzane, a przetaczanie krwi to metoda nowatorska i niebezpieczna. To również czasy gdy kobieta która pragnie coś osiągnąć poza kuchnią może spotkać się w najlepszym razie z pobłażliwym traktowaniem, a w najgorszym – z ostracyzmem. Nasza bohaterka, adoptowana córka lekarza który przeniósł się do Afryki, decyduje się na krok w owych czasach nietuzinkowy. Postanawia studiować w Zurychu medycynę, później próbuje pracować naukowo, wreszcie zmęczona i zniechęcona walką z męskim otoczeniem, które nie chce widzieć w niej równorzędnego partnera postanawia wrócić na rodzinną plantację i założyć na niej szpital z prawdziwego zdarzenia. Jednak pisany jest jej inny los, choć czytając tę książkę cały czas miałam ” w tyle głowy” pytanie – czy to rzeczywiście przeznaczenie, czy ludzka manipulacja pchnęły ją na afrykański trakt w środek niebezpiecznej przygody. Czy ludzie mogą być narzędziem losu czy też ten los wykuwamy sobie sami? Ot odwieczne pytania.
Tak czy inaczej bohaterka wyrusza w awanturniczą dość podróż ku wybrzeżu jeziora Tanganika, na tereny objęte epidemią śpiączki wywoływanej przez muchę Tse-Tse. Po drodze musi znowu zmagać się z męską dominacją i niechęcią do kobiety która sięga po tradycyjnie męskie zajęcia.
Książkę czyta się szybko, choć bez specjalnych emocji czy wzruszeń, a niektóre rozwiązania wykorzystane przez autorkę są sztampowe do bólu. To co w niej drażni to dosyć mocno zarysowany podział – Afrykańczycy są w zdecydowanej większości życzliwi i szanują białą kobietę “dactari”, zaś białym facetom przychodzi to z dużym trudem, a niektórzy nie godzą się z takim wyemancypowaniem do samego końca.
Generalnie jednak jest to całkiem niezłe czytadełko, w sam raz na letnią porę, kiedy tropikalne powietrze znad Afryki daje się nam we znaki.