Niektóre baśnie pamięta się przez całe życie. Niektórym baśniom chce się zmienić zakończenie. Ale… czy chcielibyście żyć w baśni? Zwłaszcza jeśli to baśń z tysiąca i jednej nocy? Bohater tej powieści żyje właśnie w świecie takiej baśni. Jednak tak baśń okazuje się być baśniowa nie dla wszystkich jej bohaterów. Dla sułtana, który realizuje wszystkie swoje zachcianki, niewątpliwie świat jest piękny. Dla jego prawej ręki wezyra zapewne też. No przynajmniej do pewnego momentu. Dla kobiet zamkniętych w haremie świat już taki różowy nie jest. Bowiem babskie królestwo jak nie trudno się domyśleć jest miejscem gdzie cały czas toczy się bezpardonowa walka o wpływy – jeśli nie dla siebie, to dla swoich potomków. Konkubiny walczą ze sobą na śmierć i życie i każda metoda by skompromitować tę drugą jest dobra. Pierwsza żona sułtana posuwa się nawet do tego, że podaje swoim “konkurentkom” napoje wczesnoporonne lub morduje ich dzieci, jeśli mimo wszystko przyjdą na świat.
Wszystkiego tego dokonuje rzecz jasna rękoma swoich pomagierów – których w ten czy w inny sposób szantażuje. Jej największym przeciwnikiem jest wezyr, istota przeżarta złem równie mocno jak jego przeciwniczka. Nie cofnie się przed niczym – morderstwem, szantażem, gwałtem, fałszywym oskarżeniem. I – podobnie jak w przypadku królowej – wszystkiego tego również dokona rękoma osób, które z tej czy innej przyczyny musza go słuchać.
W efekcie w naszej bajce mamy zadziwiający układ: wszechwładnego sułtana, który chyba jako jedyny dobrze się bawi i dwójkę potężnych graczy, którzy za jego plecami wiodą bezpardonowy bój o władzę. Równowaga sił zostaje zachwiana gdy do haremu zostaje włączona biała branka. W brance zakochuje się eunuch, dotąd dość bezwolny i przez to bezradny pionek w grze o władzę. To dzięki jego ostrzeżeniom angielka zachowuje głowę i rodzi sułtanowi syna czym narazi się na śmiertelne niebezpieczeństwo.
Dalej opowiadać wam nie będę, sami przekonajcie się dlaczego “żonę sułtana” czyta się tak dobrze. Bo, nie da się ukryć – ta baśń mimo swego okrucieństwa wciąga. Mimo sztuczek autorki, która nie szczędzi bohaterom bólu i cierpienia – nie mamy najmniejszych wątpliwości, że dobro zatriumfuje, a dwójka kochających się ludzi zdoła pokonać wszelkie rafy i mielizny. Wszak właśnie tak bywa w baśniach.
Podsumowując: lekka książka na lato, z gatunku tych, po przeczytaniu których czujemy się trochę jak dzieci – znowu chcemy wierzyć, że dobro zawsze triumfuje a na końcu czeka zawsze happy end.