Jeśli mieliście nadzieję, że drugi tom powieści zatytułowanej Zawisza Czarny jest o Zawiszy Czarnym, to od razu wyprowadzam Was z błędu. Choć tytułowego bohatera jest tu zdecydowanie więcej niż w pierwszym tomie, to jednak Droga do króla jest w dalszym ciągu opowieścią o Aaronie z Saragossy i jego pogmatwanym życiu z dodatkiem wielkiej polityki.Drugi tom Zawiszy Czarnego zaczyna się w tym miejscu w którym skończył pierwszy, choć podróż z Hiszpanii do Prus została potraktowana po macoszemu. Najważniejszą bodaj informacją jaką z tego opisu może wyciągnąć czytelnik jest… obecność wszy. Jednym słowem Aaron i Zawisza są przedstawieni jako wyjątkowe czyściochy, dla których złapanie wszy jest wydarzeniem. Opisy miast – zarówno Gdańska jak i Krakowa mocno mnie zawiodły. Tak, wiem, że to beletrystyka historyczna, mimo wszystko jednak oczekiwałabym bardziej rozbudowanych opisów. Generalnie mam wrażenie, że autor nie postarał się za bardzo i research zrobił tak bardziej po łebkach.
W dalszym ciągu obserwujemy świat oczyma Aarona. Nasz bohater wyruszył do Polski śladami swojej pierwszej miłości. I znowu – więcej dowiemy się o gminie żydowskiej w Krakowie niż o Polsce i polakach. Nie da się jednak ukryć, że akcja drugiego tomu toczy się zdecydowanie szybciej w tomie pierwszym. Wyraźniej też widać, że historia to nie tylko wielka polityka, sojusze, zdrady, nie tylko rozgrywki militarne, ale również, a może przede wszystkim – polityka finansowa i wszystkie z nią związane machinacje, przekręty, zagrywki. Po raz kolejny okazuje się, że aby wygrać wojnę trzeba nie tylko posiadać kasę na wojsko czy szpiegów, ale również pozbawić tej kasy przeciwnika. I to jest zaleta “Drogi do króla” – bardzo wyraźnie pokazuje, jak globalne są żywe szachy zwane polityką. Przeciwnika niekoniecznie trzeba uderzyć w kraju i niekoniecznie militarnie, żeby go mocno zabolało.
Jeśli chodzi o Zawiszę, to w dalszym ciągu plącze się głownie w tle. A jak już się pojawia, to jakoś mało jest rycerski i monumentalny. Gwałtowny, nie zawsze sprawiedliwy, popełniający błędy, nie cofający się przed niezbyt czystymi zagrywkami. Wykorzystujący swojego towarzysza i podobno przyjaciela Aarona Abnarrabíego. Rozumiemy, że musi być taki aby dobrze zarządzać siatką szpiegowską, ale nie budzi tym sympatii czytelnika, a nawet odniosłam wrażenie, że książka bez Zawiszy niewiele by straciła, ba może by nawet zyskała.
Średni gniot. Po trzeci tom zdecydowanie nie sięgnę.