Kańtoch Anna – Niepełnia

Ja się chyba muszę napić. Herbaty oczywiście. Mocnej. Im mocniejszej, tym lepiej. Może ułatwi mi to przemyślenie i przetrawienie tego, co przeczytałam. Bo na Bora, nie wiem co to właściwie było.
Zaczyna się całkiem niewinnie… No dobra, nie tak niewinnie, bo od trupa. Ale całkiem normalnie – ot, jakiś trup, policja, śledztwo. Duszny klimat kryminału. Jest klimat, jest napięcie, jest tajemnica. Chwilami ten kryminał zmienia się w mroczny horror – przynajmniej jeśli chodzi o klimat. I mogę się założyć, że jakbym czytała Niepełnię po zmroku to dawałaby lepsze efekty niż niejeden film, który oficjalnie należy do gatunku. A jakby kryminały były pisane z taką atmosferą, jaką się udało autorce stworzyć, to może znowu zaczęłabym je czytać.
Całość trzyma w napięciu, wciąga, trudno się od książki oderwać i chce się ją jak najszybciej skończyć, żeby to zakończenie poznać, żeby zrozumieć o co chodzi. Całe szczęście Niepełnię czyta się błyskawicznie, a że nie jest długa to można ją pochłonąć w jeden wieczór. I jak się skończy, to wrócić do pytania: „ale o co chodzi?”. Zresztą, jak wpisze się w wyszukiwarkę: „niepełnia” to wujek google od razu podpowiada „Niepełnia o co chodzi” i to chyba mówi samo za siebie. Interpretacje są różne, ale zostawiam je Wam. W każdym bądź razie, książki nie da się odłożyć na półkę i zapomnieć, to nieszczęsne „ale o co chodzi?” tłucze się po głowie jakiś czas. Nie przepadam za książkami, które aż tyle zostawiają czytelnikowi do interpretacji – chyba jakiś uraz po lekturach szkolnych, ale od czasu do czasu można się skusić na taki eksperyment literacki. Tym bardziej dobrze wykonany, a ten taki jest, bo czego jak czego, ale panowania nad słowem, klimatem i konstrukcją nie można autorce odmówić.
Czy mi się podobało… hmm… dobre pytanie. Szkatułkowa konstrukcja, która zachwyciła mnie na początku, pod koniec książki wywoływała solidną irytację. Podobnie zresztą bohaterowie, ale oni, mam wrażenie, tacy mieli być. Z drugiej strony historia wciągnęła mnie jak mało która, ma świetny klimat i nad językiem można się pozachwycać. Co do zostawienia czytelnikowi interpretacji treści – mam mieszane uczucia.
Czy to jest fantastyka? Nooo… nie bardzo. A właściwie jest, ale mniej więcej w takim stopniu jak elementy fantastyki w powieści gotyckiej zmieniające takiego np. Frankensteina w fantastykę. Czy duchy objawiające się na cmentarzu w Dziadach zmieniające je w urban fantasy. I mam wrażenie, że bardziej to, niż cała reszta tego literackiego eksperymentu zdecydowało o tym, że autorka, wyjątkowo mimo nominacji, tym razem nie wyjechała z Polconu ze statuetką.
Niepełnia to powieść… eksperymentalna. Z jednej strony świetna, z drugiej tak nietypowa, że może trafić tylko do kategorii: gorąco polecam, serdecznie ostrzegam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *