Kortko Dariusz, Pietraszewski Marcin- Cena nieważkości. Kulisy lotu Polaka w kosmos.

Ta książka to dla mnie trochę powrót do przeszłości – miałem 15 lat, kiedy w kosmos poleciał Sojuz 30 z polskim kosmonautą na pokładzie. Interesowałem się tym wtedy i nawet sporo wiedziałem o rakietach, statkach kosmicznych, coraz dłuższych lotach. Miałem też świadomość, że w Polsce roku 1978 propaganda szaleje na tyle, że tego co piszą po gazetach i mówią w telewizji nie można brać tak do końca za prawdę.

Kiedy więc pojawiła się książka Cena nieważkości, chwalona zresztą jako „odkłamująca” różnego rodzaju mity i kłamstwa wokół hasła „Polak w kosmosie”, przeczytałem ją na zasadzie – zobaczmy, czego nie wiedziałem.

No i niestety – rozczarowanie. Tak naprawdę Autorzy odkrywają niewiele nowego – może kilka szczegółów z topografii Gwiezdnego Miasteczka pod Moskwą czy kosmodromu Bajkonur (który wcale nie leży w okolicach tego kazachskiego miasteczka, tylko w całkiem innej części stepu – Rosjanie jak tylko mogą, to robią takie zmyłki), trochę „strasznie tajnych” historii z okolic Biura Politycznego PZPR, coś tam o rywalizacji w grupie przygotowującej się do lotu (tak jakby to nie było normalne…).

No owszem, rozmawiali długo z generałem Hermaszewskim, trochę z jego dowódcą Klimukiem, raz  z jego dublerem pułkownikiem Jankowskim, sporo pytali też dawnych lekarzy czy psychologów z Wojskowego Instytutu Medycyny Lotniczej, którzy wówczas byli blisko imprezy. A potem z tego materiału zrobili groch z kapustą. Tu szczegóły techniczne, tam spekulacje, czy rywalizacja w pięcioosobowej wyselekcjonowanej grupie pilotów była równa, gdzie indziej ”wrzutka” o niezbyt czystych przepychankach między radzieckimi kosmonautami wywodzącymi się z wojska a tymi cywilnymi…  No i jeszcze powrzucane tu i tam historie o innych lotach kosmicznych, zarówno amerykańskich, jak i radzieckich – głównie tych z kłopotami albo zakończonych tragicznie. Jest nawet opowieść o śmierci Gagarina w katastrofie lotniczej.

Jest jednak paradoks – jakkolwiek z „Ceny Nieważkości” nie można się za wiele dowiedzieć o jej głównym temacie, to jednak jest w niej sporo prawdy o tamtej Polsce – tej z późnych lat 70-tych, z propagandą sukcesu, w którą mało kto już wierzył, z „brakami w zaopatrzeniu”, w które nie wierzyć się nie dało, z powszechnym rozjazdem między tym co oficjalnie, a tym, co prywatnie.. I jest też o cenie, jaką trzeba było zapłacić za możliwość realizacji swoich planów czy marzeń – że jak chciałeś latać, to tylko w wojsku, a jak chcesz być pilotem wojskowym, to musisz się zapisać do PZPR, nie podpaść oficerowi politycznemu, uważać na żonę, żeby czegoś nie chlapnęła o religii, a czasem – jak w przypadku gen. Hermaszewskiego – pisać w życiorysie nieprawdę, że ojca zabili faszyści, kiedy tak naprawdę to była UPA na Wołyniu….

Książka została wydana przez Agorę – i niestety wydana kiepsko – gazetowy papier, miernej jakości zdjęcia, na dodatek podpisy pod nimi absolutnie nieczytelne.

A podsumowaniem lektury i bardzo mocnym opisem tego co państwo polskie robi z ludźmi jednak – co by nie mówić – zasłużonymi, niech będzie jedno zdanie gen. Hermaszewskiego , kiedy opowiada, jak tuż przed startem rakiety pomyślał że ryzyko jest duże, ale przecież jak coś pójdzie źle i rodzina zostanie sama, to Polska się nią zaopiekuje. I konkluduje „I tu bym się k..wa pomylił”

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *