Po przebiciu się przez pierwszą część przygód rodzimych gimnazjalistów nie miałam najmniejszej ochoty czytać kolejnego tomu. Przemogłam się jednak i nie żałuję, bo jest to jedna z niewielu drugich części (czegokolwiek), która jest zdecydowanie lepsza niż pierwsza.
Trójka gimnazjalistów wybiera się razem na wakacje. Trochę z przypadku lądują nad morzem w małej mieścinie niedaleko poniemieckiej bazy wojskowej. Oczywiście bazę trzeba było pozwiedzać…
Fabuła może i nie opiera się na jakimś szczególnie rewolucyjnym pomyśle, ale jest sprytnie powiązana z lokalizacją i dobrze wykorzystana do stworzenia barwnych wątków pobocznych, które same w sobie byłyby fajnymi początkami kolejnych książek (przynajmniej dwa z nich) i które są okazją do zmiany scenerii. Nie znajdziemy tu już poszatkowanych epizodów z pierwszego tomu, wyklarowała się również niestrawna mieszanka rzeczywistości z SF i fantasy. Mamy w zasadzie czyste SF w bardzo dobrym wydaniu, a elementy fantasty są lekko zasugerowane i pojawiają się bardzo rzadko.
Na zmianach zyskują nie tylko czytelnicy, ale też bohaterowie – Nika przestaje przypominać Hermionę, a Net i Felix mogą lepiej wykorzystać swoje umiejętności.
Dzięki wakacyjnej fabule znikają nieprawdopodobieństwa związane ze szkołą i zachowaniem bohaterów jako uczniów co również wpływa pozytywnie na odbiór.
Całe szczęście autorowi udało się też utrzymać jeden z większych pozytywów poprzedniego tomu czyli relacje dzieciaków z rodzicami, mimo że tym razem dorośli zostają wakacyjnie-wyjazdowo zniknięci.
Całość wciąga i trzyma w napięciu, mimo że od pewnego momentu można się pewnych rzeczy domyślić. Bohaterowie się rozwijają, popełniają błędy i są sympatyczni – nie ma najmniejszych problemów z kibicowaniem całej trójce.
Liczę na to, że kolejny tom będzie równie dobry, bo poprawa wszystkich składowych jest taka, że momentami ma się wrażenie, że książkę napisał inny autor.
Polecam, zdecydowanie jedna z lepszych książek dla młodzieży (i to nie tylko polskich).