(4,5 / 5) Z postacią Eberhardta Mocka spotkałam się już w Festung Breslau. Ten doskonały czarny kryminał zrobił na mnie jednak tak przygnębiające wrażenie, że omijałam odtąd książki Marka Krajewskiego, nie chcąc znowu odczuwać tej całej mało sympatycznej gamy uczuć jaką autor potrafi w czytelniku swoim pisarstwem wzbudzić. Cóż za ironia – pisać tak dobrze, żeby płoszyć czytelnika. W końcu jednak Mock znowu stanął na mojej drodze, podarowany przez przyjaciółkę, więc nie zostało mi już nic innego, jak tylko znowu zanurzyć się w wykreowany przez autora dosadnie prawdziwy świat zbrodni. Mocka już znacie. Nie jest postacią kryształową. Ten stróż prawa nie cofa się przed brudnymi zagraniami byle tylko dopaść podejrzanego i chwycić go w imadło. Ale tym razem radca kryminalny ujawnia oblicze którego się po nim nie spodziewałam – oblicze człowieka, który skrywa w sobie głęboka tęsknotę za ojcostwem. Który potrafi z nieskończoną cierpliwością znosić zachowania upośledzonego dzieciaka. I to sprawiło, że nieco łaskawszym okiem spojrzałam na Eberharda.
Jeśli chodzi o całą resztę – w mojej opinii nie ma się do czego przyczepić. Dobrze skonstruowane, prawdopodobne psychologicznie postacie. Intryga skonstruowana bardzo dobrze, w zasadzie dopiero pod sam koniec zaczęło mi świtać kim jest tytułowy diabeł stróż. Samo zakończenie lekko rozczarowujące. głownie dlatego, że na przekór historii życzyłam Mockowi żeby tym razem mu się udało. Żeby odnalazł swojego “syna”. Ale Marek Krajewski trzyma się prawdy historycznej. A w Niemczech hitlerowskich osoby niepełnosprawne intelektualnie nie miały żadnych szans na przeżycie. Akcja nie powala tempem, ale jakoś nie czułam specjalnej irytacji z tego powodu. Może dlatego, że każdy element tej historii został precyzyjnie wpasowany na swoje miejsce. Ani razu nie miałam wrażenia, że coś w tej historii zgrzyta. W czasach gdy coraz częściej mam wrażenie, że książki pisane są zwyczajnie niechlujnie, ba, niektórzy autorzy oddają w ręce czytelników książki, które wydają się być ledwo pierwszym niedomyślanym szkicem – powieść tak dopracowana, wręcz dopieszczona naprawdę jest ewenementem.
Może jeszcze kiedyś przeczytam jakąś powieść o Eberhardzie Mocku. Mam jednak wrażenie, że nie będzie to szybko. Mrok jaki mieszka w tym bohaterze choć jakże prawdziwy męczy i przeraża.