Barton Bree – Serce z cierni

3.5 out of 5 stars (3,5 / 5) Teoretycznie jest to powieść dla młodzieży. Teoretycznie. Bo tematy jakie porusza autorka wcale do lekkich nie należą. Bo co, jeśli okaże się, że wszystko w co wierzyliśmy, wszystko do czego się przygotowywaliśmy, wszystko wreszcie, za co się obwinialiśmy jest jednym wielkim kłamstwem? Jeśli ufaliśmy nie tym co trzeba? I wreszcie co, jeśli okaże się, że należysz właśnie do tych, których najmocniej zwalczałaś?A na początku nic nie zapowiada takiego nagromadzenia trudnych pytań i wyborów. Mia, główna bohaterka szykuje się właśnie do ślubu zaaranżowanego przez króla, wbrew jej marzeniom. Jak się okazuje, również wbrew marzeniom i oczekiwaniom narzeczonego. Jedynym  czego pragnie Mia jest wstąpić w szeregi tropicieli polujących na kobiety władające magią i opiekować się swoją młodszą siostrą. Nic nie przygotowuje jej na wydarzenia jakie rozegrają się w trakcie jej wesela. Ani na to co wydarzy się potem. Nie będę Wam pisała co się wydarzyło, bo szkoda psuć niespodzianki czytelnikom. Ale zapewniam – nic nie jest takie na jakie wygląda, a Mia bardzo szybko będzie musiała zrzucić skórkę panny “ja wiem wszystko”. Przekona się, że nie jest nikim wyjątkowym. Ani pod względem umiejętności, ani pod względem wiedzy i umiejętności strategicznych. Będzie musiała przyjąć do wiadomości i przełknąć tę trudną dla zarozumiałej dziewczyny naukę – od początku była tylko pionkiem w grze. Marionetką realizującą cudze plany. Sposobem na zemstę zawiedzionej miłości. Kluczem do realizacji cudzych planów i snów.  Nie tylko jej przyjdzie zmierzyć się z tą przykrą prawdą. Także jej niechętny narzeczony i równie niechętna  towarzyszka zostaną uwikłani w intrygę sięgającą korzeniami czasów młodości ich rodziców.

Opowieść jest nierówna. Miejscami czyta się ją bardzo przyjemnie, a miejscami lektura przypomina przysłowiowe flaki z olejem. Nudno, dłużyzny, zasady pozbawione logicznego uzasadnienia.  Innym elementem, który nieco denerwował była dość wyraźnie zarysowana poprawność polityczna. Walka płci o dominację, prześladowania quasi religijne, wreszcie wątki LGBT wciśnięte jakby na siłę. Nagle okazuje się, że niemal wszystkie ważniejsze postacie są albo homo, albo bi seksualne. Wszystko razem dość sztuczne i papierowe. Bohaterowie też nie powalają  na kolana. Jakby Autorka nie mogła się do końca zdecydować, kto będzie grał główne skrzypce, kto będzie tym dobrym , a kto tym paskudnym. W efekcie mamy najpierw dwie, a już za chwilę trzy główne postacie, wszystkie  po równi nijakie i pogubione. I naprawdę, gdyby nie pytania o których wspomniałam na początku – nie byłoby o czym w tej recenzji pisać.

Podsumowując: mocne trzy. Zobaczymy czy w kolejnym tomie autorka coś poprawi…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *