Nowa książka Camilli Lackberg, kontynuacja jej kryminalnej serii, była oczekiwana już od paru lat. I oto jest – wydana w Szwecji w roku 2014, a w Polsce w roku bieżącym. Akcja “Pogromcy lwów” znowu dzieje się w małej wiosce Fjallbacka. Po tym, jak w poprzednich książkach Autorka wymordowała znaczną część jej populacji (a kolejnych mieszkańców wsadziła do więzienia jako sprawców), musiała nieco odczekać aż urosną kolejne ofiary. No i dorosło, a przynajmniej podrosło nowe pokolenie – i znowu jest kogo mordować, a także porywać, okaleczać i gwałcić. Oto zostaje odnaleziona nastolatka zaginiona kilka miesięcy wcześniej – najwyraźniej uciekła porywaczom, ale w czasie ucieczki została śmiertelnie potrącona przez samochód. Policyjne śledztwo wykazuje, że została drastycznie okaleczona – oczy wypalone kwasem, odcięty język, uszy zniszczone przez wbicie metalowego kołka…. Wzrok, słuch, mowa… a najgorsze było to, że te rany były już wygojone. Co oznacza, że ktoś zrobił to rozmyślnie i w jakimś celu.
Taki jest punkt wyjścia śledztwa, które jak zwykle prowadzi detektyw Patrik Hedstrom z zespołem, a pomaga/przeszkadza mu w tym żona, dziennikarka Erika. W czasie śledztwa oczywiście wyjdą na jaw kolejne ciemne sprawy porządnych rodzin zasiedziałych w Fjallbacka od pokoleń – przemoc domowa, ponure historie poniewieranych kobiet, łamanie charakterów dzieci – jak to w Szwecji, w końcu tam nikt nie jest zbrodniarzem bez dostatecznie dobrego powodu, żeby nim zostać. Okaże się, że można być beznogim inwalidą i nadal terroryzować cały dom, można odziedziczyć zbrodnicze inklinacje, można przejąć cudzą przeszłość i pamięć, żeby coś dokończyć – a może tylko kontynuować. Jest też swoiste polonicum – w pewnym sensie cała ta historia nie mogłaby się wydarzyć, gdyby w latach siedemdziesiątych do Fjallbacka nie zawitał cyrk. Polski pogromca lwów Vladek poznaje szwedzką dziewczynę i zostaje z nią w tym kraju na stałe, żenią się, mają dzieci. Nie wiedzą tylko, że los przygotował na ich drodze ZŁO.
Książkę czyta się dobrze, akcja jest potoczysta, może z prawdopodobieństwem czasem krucho, ale całość jest dobrze skonstruowana, a niektóre epizody – jak opis ubierania wierzgającej ośmiornicy, to znaczy trzylatka – rewelacyjne.
Jeżeli więc czytaliście poprzednie książki z tej serii – polecam i tę. A jeśli jeszcze nie znacie wioski Fjallbacka i jej zbrodniczego rozpasania – wejdźcie w ten świat przewidywalnych zwierząt i nieprzewidywalnych ludzi.