Nie sięgnęłabym po książkę mocno osadzoną w polityce, gdyby nie nazwisko autora. LeDuff mimo specyficznego stylu przekonał mnie swoim Detroit. Postanowiłam spróbować i dostałam książkę mocno wyborczą. I mimo, że dotyczyła poprzednich wyborów w US, to jest to całkiem sensowna lektura, kiedy nowe wybory są tuż za rogiem.
Styl LeDuffa może być ciężki do przełknięcia – jest bardzo potoczny, mało reporterski. Prędzej znajdziemy u niego przekleństwa niż gładkie zwroty. LeDuff jest cyniczny, arogancki i do mrocznych historii, o których pisze dokłada jeszcze czarny humor. Nie każdemu może się taki zestaw w reportażu podobać. Przyznaję uczciwie, że mnie też nie do końca przypadł do gustu, ale styl pasuje do treści – bezsilności ludzi, beznadziei i biedy.
Początkowo dostajemy lekko chaotyczny zestaw pozornie oderwanych od siebie historii, które zaczynają się powoli ze sobą łączyć w obraz bardzo odległy od amerykańskiego snu. Zaglądamy razem z autorem do Detroit – wielkiego bankruta. Do Flint – drugiego bankruta, który nie ma dostępu do wody pitnej i nikt się tym problemem nie interesuje. Oglądamy chaos na granicy meksykańskiej i emigrantów wykorzystujących dziury w systemie tuż przed nosem bezradnej straży granicznej. Widzimy strzelaniny białej policji z czarnymi mieszkańcami, po których policja czuje się bezkarna. A przede wszystkim poznajemy historie amerykańskich robotników – bezrobotnych, ignorowanych, przegrywających z emigrantami lub z handlem międzynarodowym, do którego nie są w stanie się dostosować. I skorumpowanych polityków – niezależnie od nazwiska i partii. I pytanie – co się stanie, jeśli tym zdesperowanym ludziom pokaże się jakąkolwiek alternatywę. Nawet jeśli tą alternatywą jest człowiek, który jest pośmiewiskiem dziennikarzy, swoich przeciwników i sporej części wyborców, ale podnoszący oglądalność. Odpowiedź już znamy. A czy historia się powtórzy… cóż, niedługo się okaże.
Całość jest dołująca, wywołuje oburzenie, złość i jeśli ktoś jeszcze wierzy w amerykański sen, to ta książka skutecznie niszczy ten obraz. Skutecznie niszczy również obraz Ameryki jako jednolitego, silnego mocarstwa.
Polecam. Mimo chaosu, specyficznego stylu autora i dołującej tematyki – warto.