I oto nadeszła pora na pożegnanie z trylogią Konrada T. Lewandowskiego. Ciekawa byłam tego trzeciego tomu. Intrygowało mnie, w którą stronę pociągnie swoich bohaterów autor. Czy bardziej jednak w historię Polski, czy też pozostanie w zaświatach. No i bardzo mnie intrygowało, na ile przewidziałam pewne rozwiązania.No cóż, to i owo przewidziałam. Wszystkiego nie. (I całe szczęście, bo na półce czekają już dwie inne książki tego autora…) Autor naprawdę zdrowo namieszał i postanowił pożegnać się ze swoimi bohaterami z prawdziwym przytupem. Ostatni tom jest z wielu powodów “naj”. Jest najbardziej “fantasy”. Ma najszybsze tempo. Najdziwniejsze rozwiązania. No i nie da się ukryć, że najlepiej się go czyta. Co prawda można się czepiać, że pewne rozwiązania są znane i ograne do bólu ( jak chociażby motyw armii dusz dawnych rycerzy – aż zbyt wyraźnie zalatujący Tolkienem, czy sam motyw wielkiej bitwy dobra ze złem), ale przeniesione na swojski polski grunt i nieco dopasowane do naszych realiów nie sprawiają wielkiej przykrości czytającemu. Rozwikłanie zagadki rodowej Lewandowskich choć przeczuwane, mimo wszystko dobrze wpasowuje się w klimat trylogii, jest logiczne i dobrze opisane. Pojawienie się nowej postaci – ucznia woźnego trybunalskiego pozwala autorowi na pokazanie zaświatów od jeszcze innej – intrygującej strony. Ośmielę się również twierdzić, że jest to jedna z lepiej napisanych postaci trójksięgu. Troszeczkę nie spodobało mi się samo zakończenie, nieco zbyt bogoojczyźniane jak na mój gust, ale nie ma książek idealnych.
Reasumując – udane zakończenie udanego cyklu. Polecam
_______________________________________________________________________________________________________________Lashana
I cóż mogę dodać – po raz kolejny zgadzam się z współrecenzentką. W trzecim tomie jest najwięcej fantasy i najwięcej akcji. Większa rola Grześka – aplikanta woźnego, urozmaica fabułę i jest pratekstem do pokazania nowych wątków. Niektóre fragmenty dało się przewidzieć, niektóre wyglądały za znajomo, a przy zakończeniu trochę za bardzo załopotała flaga. Jednak wszystko toczyło się sprawnie i logicznie do przodu. I owszem, jest to dobre zakończenie trylogii.
Szkoda że całość można spotkać głównie w tanich książkach i że nie była za bardzo promowana, nawet na konwentach, bo lektura całości jest lekka i przyjemna. I jak średnio podszedł mi Ksin to pana Stanisława – sarmackiego wiedźmina jak najbardziej polecam.