(3,5 / 5) Autor, francuski doktor socjologii, pisarz, naukowiec, specjalista od „soft power” i przez jakiś czas dyplomata, prawie cztery lata prowadził swoje szeroko zakrojone „dziennikarskie śledztwo”. Temat – homoseksualizm i homoseksualiści w Kościele, a zwłaszcza na szczytach tej instytucji. Czyli – Watykan i co ważniejsze episkopaty- Europa, Ameryka Łacińska, Afryka, Azja. Oficjalnie – rygoryzm, potępienie, ortodoksja – czasem posunięte do granic absurdu. A pod spodem – to drugie życie, prawdziwe i rzeczywiste, choć wyparte, przemilczane i ukrywane. Autor dość dobrze poznał Watykan, rozmawiał z wieloma hierarchami, jeden poznawał go z kolejnym i tak to szło. Okazało się, że wielu mieszkańców Watykanu ma ogromną potrzebę plotkowania i podzielenia się różnego rodzaju sekretami, tajemnicami i tym „co się mówi”. Frederic Martel sam jest gejem, co sprawia, że z jednej strony umie zadawać odpowiednie pytania, a z drugiej – jest bardzo wyczulony na pewne sygnały, także te niewerbalne. Pisze zresztą wyraźnie, że wielu z jego rozmówców mniej czy bardziej otwarcie się do niego „zalecało”. Autor ma też znajomości po drugiej stronie – zna wielu działaczy LGBT z różnych krajów, a oni przecież zwykle wiedzą, który wysoki rangą duchowny w ich kraju jest „lawendowy”.
Wyszła z tego dosyć obszerna książka – ponad 700 stron – i prawdę mówiąc trzeba dużo czasu i cierpliwości, żeby ją przeczytać. Ukończona w roku 2018 pewnie się trochę zdezaktualizowała, zwłaszcza po śmierci papieża Franciszka. Jej wydźwięk jest jednak jasny – Kościół katolicki to wygodna i „bezpieczna” przystań dla gejów, zwłaszcza gdy taki ktoś osiągnie w miarę wysoki poziom w hierarchii. Według Autora jest to problem systemowy –z jednej strony celibat zmusza do ukrywania lub sublimowania swojej seksualności, a z drugiej – nikt nie pyta księdza czy biskupa, dlaczego nie interesuje się dziewczynami czy tam kobietami. Jest jeszcze jedna kwestia – żeby zrobić jakąś większą karierę, trzeba jak najwcześniej, najlepiej jeszcze w seminarium, podczepić się pod jakiegoś obiecującego biskupa czy prałata i potem iść w górę razem z nim. A jeżeli taki biskup jest gejem….
Tytułowa „Sodoma” to jest ta ciemna strona i ciemna twarz Kościoła instytucjonalnego. Zdaniem Autora – im większym homofobem jest hierarcha, im bardziej atakuje to środowisko, im bardziej krzyczy przeciwko „zboczeńcom” i nawołuje do penalizacji homoseksualizmu – tym większe prawdopodobieństwo, że sam jest „praktykującym” gejem. Przykładów jest w książce aż nadto, aczkolwiek Autor przyjął zasadę, że jednoznacznie pisze tyko o nieżyjących albo o tych, którzy wyoutowali się sami lub zrobił im to ktoś inny. O żyjących ostrożnie, czasem jakiś pseudonim, czasem sugestia „mówiono”, czasem „co mi się może wydawać” – może obawia się pozwów.
Opisuje sytuację za Pawła VI, potem za Jana Pawła II i w końcu za Benedykta XVI – w otoczeniu każdego z tych papieży był duży procent gejów i mieli oni znaczny wpływ na procesy decyzyjne. To właśnie z tego wytworzyła się przestrzeń do tolerowania seksualnych drapieżców na dużą skale – w rodzaju Marciala Maciela Degollado czy Alfonso Lopeza Trujillo. Zwłaszcza za pontyfikatu Jana Pawła obaj byli „gwiazdami” – byli ostro antykomunistyczni i organizowali dla Watykanu duże pieniądze – i to wystarczało. A co o nich wiedział JPII i czego nie wiedział, zwłaszcza w późniejszych latach, gdy Stanisław Dziwisz i kardynał Sodano skutecznie odcięli go od świata – tego nie da się już ustalić.
Nie da się ukryć – i Autor zresztą tego nie ukrywa – że książka jest jednostronna. Jak nie gej to homofil, aż dziw, że Watykan, a i cała ta instytucja jeszcze funkcjonuje. Owszem, makiawelizm, owszem – konformizm, owszem – wyparcie i wręcz dwójmyślenie w stylu Orwella – ale to wciąż działa. A czy to cud, czy tylko sprawna organizacja doskonale wykorzystująca zarówno mocne, jak i słabe strony swoich „urzędników Pana B.” – to już każdy sam musi sobie odpowiedzieć. Oczywiście jeżeli przebrnie to 700 stron sodomy, gomory i okolic.
Druga recenzja tu: Sodoma.