Proszę Państwa, o historii trzeba umieć pisać. Nawet, jeśli planujemy napisać książkę tylko w ogólnym zarysie opartą na faktach historycznych, to jednak winniśmy przynajmniej ten zarys poznać i nie ośmieszać się pisaniem o rzeczach które zwyczajnie nie mogły mieć miejsca. Inaczej wychodzi całkiem nieśmieszna parodia, w której autor udowadnia, jak wielkim jest leniem, ewentualnie w wersji złagodzonej, jak bardzo jego wyobrażenia rozminęły się z realiami. Teoretycznie książka opiera się na rzeczywistej historii która się wydarzyła. Prawda, w Besalu w Katalonii stoi naprawdę “krzywy most”, a samo miasteczko, które jakby zastygło w średniowieczu naprawdę jest fantastyczne ( na marginesie, jeśli traficie kiedyś do Katalonii, pamiętajcie, że oprócz Barcelony jest jeszcze maleńkie niesamowite Besalu) i trudno winić autora, że zapragnął o nim napisać. Rzeczywiście mieszkańcy Besalu chlubią się tym, że w dawnej dzielnicy żydowskiej odkryto pozostałości mykwy ( mykwa pojawia się na kartach powieści, a jakże), faktycznie o Besalu toczono w średniowieczu walkę, którą powstrzymali dopiero wysłannicy kościoła. Wszystko to prawda i wszystko znalazło się na kartach powieści. Ale oprócz tego znalazło się na nich wiele innych rzeczy, które zamieniły to dzieło z dobrego dania w paskudną paciaglajdę. Pierwszą rzeczą o którą mam pretensje jest wprowadzenie wątku druidycznego nieledwie, w postaci tajemniczego pustelnika, leczącego ciała i dusze, oraz rzecz jasna wielce świadomego obecności istot nadprzyrodzonych z którymi trzeba wejść w konszachty, żeby zamierzone dzieło doprowadzić do końca. Opis rzeczonego pustelnika dziwnie kojarzy się z filmowym Gandalfem. Drugim zakalcem jest upodobanie autora do przedstawiania średniowiecznych ludzi jako bandy seksualnych prawie że dewiantów. Wiadomo, ludzie aniołami nie są, ale pamiętajmy też, że średniowieczne Besalu to naprawdę niewielka mieścina i nagromadzenie takiej ilości osób seksualnie odchylonych w tak małej społeczności jest mało prawdopodobne. I na koniec wątek żydowski. Owszem w średniowiecznej Katalonii żydom żyło się dość dobrze. Ale były pewne rzeczy na które nigdy w życiu nie zgodziłby się w tamtych czasach, ani chrześcijanin ani żyd. Po pierwsze, od kiedy to dziewczyny żydowskie miały tyle swobody, żeby ganiać swobodnie po dzielnicy także chrześcijańskiej i zadawać się z chłopakami gojów? Po drugie czy kto widział żeby jakikolwiek żyd oprowadzał w najlepsze chrześcijanina po bożnicy? A w dodatku żeby to była dziewczyna?! Przecież awantura z tego byłaby pod niebiosa a tu się kończy lekkim zruganiem panienki… No i na koniec lekko zgniła wisienka na przelukrowanym torcie – czy wyobrażacie sobie żeby legat papieski wysłuchał dwóch obszarpanych smarkaczy w tym jednego żyda ot tak? Bez listów polecających i pieczęci od hrabiego Besalu, bo te młodziankowie byli uprzejmi zgubić? Czy w ogóle wyobrażacie sobie, że ktokolwiek z ówczesnej “wierchuszki” rozmawiałby z takimi dwoma? I jeszcze dzięki ich perswazji ruszył na odsiecz zamkowi?!….. No właśnie….