Peter May – Czarny Dom
Autor jest Szkotem urodzonym w stołecznym Glasgow, był znanym twórcą telewizyjnym, scenarzystą, dokumentalistą – a od 1996 roku poświęcił się wyłącznie pisarstwu. Ta jego przeszłość wydaje się ważna, bo pozostawiła mu nawyk solidnego researchu, poznawania konkretnego kawałka świata zanim przetworzy go w literaturę. Akcja “Czarnego Domu” dzieje się bowiem na wyspie Lewis, części archipelagu Hebrydów Zewnętrznych leżącego na zachód od wybrzeży Szkocji i administracyjnie do niej należącego. To jedno z ostatnich naprawdę dzikich miejsc w Europie – brak drzew, pastwiska, wrzosowiska, skrajnie zmienna i wietrzna pogoda a wokół szalejący północny Atlantyk. Ta inność dotyczy też ludzi, którzy są tu podwójnie wykluczeni – dla londyńczyka ktoś z północnej Szkocji jest oczywiście zjawiskiem nieco egzotycznym, ale także i dla Szkota mieszkaniec Hebrydów, który wciąż jeszcze mówi po gaelicku i chodzi do skrajnie konserwatywnego Wolnego Kościoła Szkocji nie jest bynajmniej “swój”.
I właśnie w tak hermetycznym i osobliwym środowisku pojawia się zbrodnia – oto para nastolatków szukająca ustronnego miejsca w starym hangarze dla łodzi znajduje zakrwawione i powieszone (a przy tym lekko już “przeterminowane”) zwłoki jednego z mieszkańców wyspy. Do wyjaśnienia sprawy policja przysyła grupę śledczych z Edynburga, do których przydzielono także detektywa Fina Macleoda, bo policyjny komputer “pamiętał”, że prowadził on sprawę bardzo podobnego morderstwa popełnionego w Edynburgu. I tak to – trochę z przypadku, trochę z powodu zbiegu okoliczności główny bohater znalazł się na wyspie Lewis. Ale to nie jest pełna prawda. Fin Macleod, a właściwie Fionnlagh Macleoid urodził się bowiem i wychował na wyspie Lewis, we wsi Crobost, tej właśnie, gdzie miała miejsca zbrodnia. Zarówno ofiara, jak i nieliczna siłą rzeczy galeria podejrzanych to jego znajomi z dzieciństwa – chodził z nimi do szkoły, zawierał przyjaźnie i miewał konflikty, dużo o nich wie – ale też oni dużo wiedzą o nim. W tak małej społeczności nic się nie ukryje – zaszłości, przesądy, rytuały, interesy, związki rodzinne i swoiście pojmowana religia wciąż mają ogromne znaczenie. Fin wyjechał, a właściwie uciekł z wyspy na studia 18 lat wcześniej, a teraz pojawia się znowu. Z jednej strony jest policjantem, ale z drugiej wciąż jest postrzegany jako ten mały Fionnlagh, który poszedł do szkoły nie znając w ogóle angielskiego, którego po śmierci rodziców wychowywała ciotka, którego ten i ów z silniejszych kolegów bił…
A ci, którzy zostali na wyspie – jak się zmienili dorastając, żeniąc się między sobą, przyjmując zmiany ze świata, nawiązując nowe przyjaźnie – i wrogości? Tak, Autor pokazuje egzotyczny świat – z jednej strony surowa i niezrozumiała dla nas przyroda, a z drugiej strony to co zawsze – ludzie, ich myśli, słowa i czyny, sekrety, tajemnice, to w co wierzą i to w co chcą wierzyć.
Oczywiście morderca w dramatycznych okolicznościach zostaje wykryty, ale czy społeczność będzie bez niego lepsza, albo choćby – inna?
Uważam, że to dobra książka – dobrze napisana, przewrotna, ale też stawiająca całkiem poważne pytania – o tożsamość, zmienianie siebie, ale też wyparcie, samookłamywanie, wygładzanie przeszłości. Jeżeli więc macie trochę czasu i lubicie książki nieoczywiste – polecam
Wypada jeszcze dodać, że Czarny dom jest pierwszą częścią tzw tryptyku o wyspie Lewis. Recenzję drugiego tomu: Człowiek z wyspy Lewis też już możecie u nas przeczytać