Jeśli lubicie przygody Indiany Jonesa, to debiutancka powieść Luisa Montero powinna przypaść wam do gustu. Choć od razu uprzedzam, jeśli spodziewacie się tu skomplikowanych intryg i wielkich zagadek, poczucia humoru i akcji rozwijającej się z przytupem – możecie się srodze rozczarować. Tirso Alfaro ma sporo wspólnego z Indianą i inspiracje autora tą postacią widać gołym okiem, ale sama postać bohatera to trochę za mało na udaną powieść.Sama historia zaczyna się bardzo dobrze. Mamy bohatera – ofermę, udanego inaczej – jak przystało na przypadkowy owoc przypadkowego związku oziębłej pani archeolog i jakiegoś faceta. Ów nieudacznik jest przypadkiem świadkiem zuchwałej kradzieży, w którą jednak przypadkiem nikt nie wierzy. I w tym momencie coś mi w opowieści zazgrzytało, jak piasek w zębach. Bohater nieudacznik – rozumiem. Ale sami idioci w otoczeniu? No, to się nawet statystycznie we łbie nie mieści. I to jest ten pierwszy moment kiedy brew podjechała mi wysoko na czoło. Potem niestety brew lądowała tam coraz częściej i zostawała na dłużej. Głównym bowiem elementem popychającym akcję do przodu jest niebotyczny wręcz łut szczęścia Tirsa. A słowo “przypadkiem” powinno się w tej recenzji rozgościć na dobre. Rozsiąść, rozpanoszyć. Ponieważ w tej książce mnóstwo dzieje się “przypadkiem”. Jeśli do tego dołożymy niezbyt skomplikowaną intrygę, zagadki niezbyt wysokich lotów, fabułę która co i rusz przysiada niczym kot w kuwecie, a wszystko okraszone strojeniem przez autora miny z gatunku “ach jaką straszliwą tajemnicę wam tu zdradzę kochani czytelnicy” … to w zasadzie powiedziałam Wam wszystko co powinniście wiedzieć o pierwszym tomie z cyklu Poszukiwacze.
Podsumowując – Stół króla Salomona to lekka, niezbyt wymagająca powiastka, nieco irytująca przerwami w akcji, z kompletnie niewiarygodnym bohaterem, któremu wszystko wychodzi przypadkiem i który przypadkiem jest…. prrrr, omal nie streściłam Wam zakończenia. Do szybkiego przeczytania ( co doskonale utrudniają irytujące przykuce akcji) i jeszcze szybszego zapomnienia. Nie wiem jak rozwinie się kunszt pisarski młodszego brata Carli Montenero, ale na razie do poziomu siostry to mu jeszcze daleko.