Richarda Morgana poznałam jako pisarza powieści kryminalno – sensacyjno – science -fiction. Jego Modyfikowany Węgiel i Upadłe Anioły, to jedne z lepszych książek sf jakie zdarzyło mi się czytać i ciągle sobie obiecuję, że wrócę do nich, choćby po to, aby je zrecenzować na tym blogu. Jednak tymczasem, zamiast brać się za to co już mam na półce, złapałam za Stal nie przemija. Ot ciekawość jaki jest ten Richard Morgan pisarz fantasy, który w dodatku dostał tak życzliwe recenzje… No i zostałam srodze ukarana. Po raz kolejny okazało się, że recenzje recenzjami, a książka sobie.Joe Abercrombie którego cenię jako pisarza określił tę książkę słowami: „Śmiała, brutalna i bezkompromisowa”. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że główni bohaterowie (zarówno kobieta jak i mężczyzna) są orientacji homoseksualnej, autor nie oszczędza nam scen seksu gejowskiego opisywanego sposób niemal pornograficzny, to rzeczywiście, możemy uznać książkę za śmiałą. Czy jest brutalna? W warstwie erotycznej na pewno. Czy jest bezkompromisowa? Tutaj już bym się zastanowiła, bo nie bardzo wiem, czym ta bezkompromisowość miałaby się objawiać. Książka rozpoczyna się dość “klasycznie”. Gdzieś na końcu imperium w zapyziałej miejscowości niedaleko słynnego miejsca bitwy mieszka sobie weteran i zarazem jeden z bohaterów tejże bitwy. “Pracuje” w miejscowej knajpie jako lokalna atrakcja i opowiadacz wojennych historii. Daje się poklepywać po ramionach zachwyconym kmiotkom którzy stawiając jemu i sobie kolejne garnce miejscowego popitku zwiększają obroty karczmarza. Od czasu do czasu zabija też różne paskudy wyłażące to stąd to stamtąd. Ot taki sobie wiedźmino – weteran na emeryturze. Kiedy jednak rozsiadamy się wygodniej spodziewając spokojnej klasycznej fantasy autor zaczyna mieszać w fabule i psuć sielankę. Poznajemy rodzinkę naszego bohatera i jego przeszłość – niekoniecznie te bohaterską. Potem autor radośnie prezentuje nam pozostałą dwójkę bohaterów i świat staje dęba. Dopiero po dłuższej chwili zaczynamy się orientować, że oprócz tu i teraz i ewentualnie retrospektywy mamy jeszcze przesunięcie planów do świata poza czasem, świat bóstw co do których zaczynamy mieć poważne podejrzenia, że bóstwami nie są, istoty rodem z kosmosu, a na pewno z innej, znacznie bardziej zaawansowanej cywilizacji… Jednym słowem pomieszanie z poplątaniem i solidnym przytupem. Nie można temu światu odmówić swoistej logiki, ale ja w którymś momencie poczułam się tak jakbym zaczęła czytać długą i skomplikowaną sagę od jednego ze środkowych tomów. Nie trudno się domyśleć, że w efekcie książkę doczytałam trochę na siłę mając nadzieję na zakończenie które coś wyjaśni. Niestety. Na końcu dalej czułam się jak ktoś kto czyta opowieść od środka.
Jeśli lubicie opisy ostrego seksu w wykonaniu dwójki panów – to książka może się wam spodobać. Mnie zwyczajnie swoim poziomem zaplątania znużyła.