(3,5 / 5) Niektóre opowieści mają w sobie gładkość jedwabiu. Czyta się je nie dostrzegając upływu czasu, darowując niekonsekwencje i logiczne fikołki fabuły, czy zadziory na konstrukcjach postacji. I wtedy wiesz, że trafiłeś na autora/ autorkę obdarzoną prawdziwym darem pióra. Jedną z tych osób, które zdołałyby uczynić bestsellerem przysłowiową instrukcję szorowania sedesu. Shelley Parker Chan jest właśnie jedną z takich osób.Nie wiem jak poszłoby jej ze wspomnianą instrukcją, ale pierwszą część Świetlistego cesarza czyta się nie dostrzegając upływu czasu. Tak, to jedna z tych książek, przez którą poszłam do pracy mocno niewyspana. A nic nie zapowiadało takiego rozwoju sytuacji. Ba, po przeczytaniu recenzji na okładce sądziłam raczej, że dostałam kolejną wariację historii Mulan. Na chińskiej prowincji, pod rządami mongolskiego okupanta panuje nędza i głód, którą dodatkowo pogłębia susza. W nędznej chatce gnieździ się trzyosobowa rodzina: ojciec, syn i córka. Synowi przepowiedziano wielkość. Córka nie ma nawet imienia. Ma obsługiwać brata i ojca, a w ostateczności stać się ich pożywieniem. Ojca zabijają najeźdźcy. Syn poddaje się i umiera. Córka ma do wyboru albo umrzeć albo przyjąć imię brata i jego przeznaczenie. Tak zaczyna się historia Zhu. Kobiety, która stała się mężczyzną, mnicha który stał się wojownikiem a potem władcą.
Szybko jednak orientujemy się, że Ta która… ma niewiele wspólnego z lekką przygodówką. To bardziej moralitet odziany w szaty fantasy, mroczna baśń pełna cierpienia i przemocy z ledwo ledwo zarysowanymi wątkami mitycznymi. To opowieść o przekraczaniu własnych i kulturowych ograniczeń, poszukiwaniu własnej drogi i o cenie jaką się za to płaci. O grze pozorów jaką czasami trzeba podjąć by wyrwać się z niewoli jednych stereotypów. I o tym jak łatwo wpaść w niewolę innych stereotypów. Wreszcie opowieść o kalectwie fizycznym i psychicznym, o zemście, zakazanej miłości i zdradzie. Wreszcie, to niezadane pytanie o to, do kogo przypisane jest przeznaczenie – do imienia, czy do postaci? A wszystko oplątane dodatkowo historią dworskich intryg, fałszywych i prawdziwych sojuszy.
Akcja toczy się niespiesznie, nawet wtedy teoretycznie powinna przyspieszyć, jednak to tempo zupełnie nie przeszkadza w lekturze. Od czasu do czasu ta czy owa postać rzuca nagle zdaniem tak głębokim i filozoficznym, że zatrzymywałam się jak po spotkaniu ze ścianą. Fabuła w której miesza się multum wątków jest o dziwo momentami dość przewidywalna. Ale to historia postaci, a nie fabuła, czy sami bohaterowie jest najważniejsza w tej opowieści. Bohaterowie są … napisani trochę pod tezę. W pewnym sensie są ucieleśnieniem stereotypów: Zhu która dorasta by stać się mężczyzną mnichem. Esen – mężczyzną wojownikiem, Ma Xiuying – choć równie inteligentna a momentami nawet inteligentniejsza od mężczyzn osadzona jest w stereotypie kobiety. Jedynie Ouyang wojownik – kastrat wyrywa się ze stereotypów ról. On za to grzęźnie w innym stereotypie – w stereotypie mściciela rodu. Poza Esenem, który jest prosty i płaski jak przysłowiowa decha reszta postaci ma rys tragizmu. Zhu, która ściga cały czas przeznaczenie brata i świadomie poddaje się pod dyktat stereotypu, także w byciu okrutną, by na końcu pojąć, że choć w cudzych szatach realizuje jednak własne przeznaczenie. Ma Xiuying, której dopiero zakazana miłość daje szansę na własne wybory, ale ceną za to jest udział w kłamstwie i znoszenie okrutnych zachowań Zhu. Ouyang – dla odmiany uciekający od zakazanej miłości, szukający i oszukujący siebie w roli mściciela. Wszyscy troje podążają dosłownie po trupach do celu i powoli tracą gdzieś człowieczeństwo. Nie są sympatycznymi postaciami, trudno im kibicować, ich dojrzewanie to pokaz egoizmu ( choć czy Quyang dojrzał? ), a odmienność kulturowa sprawia, że chwilami wręcz irytują czytelnika.
A jednak, tak jak powiedziałam – czyta się to bardzo dobrze, jednym tchem. Dopiero później dostrzega się braki i zadziory, stąd tylko 3,5 w ocenie.