Pilipiuk Andrzej – Aparatus

Szukałam lekkiej książki na podróż, trafiło na wznowienie zbioru opowiadań Pilipiuka, które z Wędrowyczem nie mają nic wspólnego.
Dostajemy osiem tekstów opowiadań, powiązanych bardziej klimatem niż wspólną myślą przewodnią – lekko baśniową tęsknotą za historią, poszukiwaniem jej zaginionych fragmentów i czasami, w których ceniło się rzeczy unikatowe i ręcznie wykonane.
Jak to w zbiorach bywa, mamy mieszankę pomysłów lepszych i gorszych, jednak jak wiadomo Pilipiuk pisze lekko i za skomplikowanych konstrukcji nie używa, więc wszystko czyta się szybko i bezboleśnie.
Za kordonem, to opowiadanie zdecydowanie najgorsze ze zbioru, pisząc tę recenzję miałam dość duży problem z przypomnieniem sobie o czym właściwie było. Dostajemy ostatnie dni Lwowa i tajemnicę jednego z najsłynniejszych polskich matematyków, a do tego brak logiki i niezbyt trzymający się kupy główny wątek. Nie jest to najlepszy początek zbioru.
Ostatni biskup, to dla równowagi bardzo dobre, bardzo klimatyczne opowiadanie z serca Syberii. Opowieść o ginących kultach, zaginionych klasztorach i tajemnicach. Bardzo sympatyczny tekst z ciekawym bohaterem, który kojarzył mi się trochę z Indianą Jonesem a trochę z powieściami Szklarskiego.
Ośla opowieść, to jeden z tych tekstów przy których chce się powiedzieć, że autor chyba coś przedawkował, a po kilku stronach okazuje się, że to jednak logiczne jest. Znaczy wewnątrz świata przedstawionego, bo tak poza tym to ja chyba chcę namiary na tego dilera, żeby wiedzieć kogo omijać z daleka. Lekko upiorne opowiadanie o poszukiwaniu… idealnego salami. Brrr…
Aparatus – łowca antyków Robert Storm prowadzi śledztwo w sprawie tajemniczej maszynerii. Tytułowe powiadanie jest króciutkie, jednak wciąga i mimo że zakończenie nie ma nic wspólnego z wybuchem fajerwerków pozwala wyciągnąć ciekawe wnioski. Nie jest to najlepsze opowiadanie ze zbioru, ale dobrze tworzy jego klimat.
Choroba białego człowieka – znów wracamy w rejony Syberii, a właściwie już koła podbiegunowego, z tym samym bohaterem – doktorem Skórzewskim – żeby dostać klimatyczny tekst z lekką nutą horroru i klasycznego filmu SF. I mimo sporej przewidywalności całość broni się świetnym klimatem.
Staw jest jeszcze bardziej abstrakcyjny i surrealistyczny niż Ośla opowieść i chyba wymaga największego przymrużenia oka. Jednak kiedy już podejdzie się do niego z odpowiednim dystansem można się dobrze bawić, podobnie jak autor bawił się konwencją – dzięki czemu dostajemy klimat Lovecrafta w Warszawskich Łazienkach i młodego Niemca, fanatycznie oddanego Rzeszy, który stara się poznać tajemnicę karpi.
Księgi drzewne, to opowieść o drzewach, skrzypcach i księżniczce wiewiórek. I o poszukiwaniu idealnego drewna. Mamy sporo grzebania w przeszłości, jeżdżenia po wioskach i taką trochę archeologię praktyczną skrzyżowaną z etnologią. I szczyptę pozytywnego humoru jako dodatek. Chyba najbardziej pozytywne opowiadanie.
Dzwon Wolności zamyka zbiór i znów wraca do doktora Skórzewskiego, zimniejszych rejonów i klimatu zagrożenia.
W sumie dostajemy to, czego się można było spodziewać – lekkie opowiadania ze szczyptą ciekawostek historycznych, które czyta się błyskawicznie i przy których nie trzeba się za bardzo skupiać. Czyli idealną lekturę do pociągu. A poza pociągiem? Jest to chyba najlepszy zbiór opowiadań Pilipiuka jaki czytałam, który chwilami zaskakuje świetnym klimatem, co nie zmienia faktu, że rewolucyjnych idei i powalającego na kolana języka tu nie znajdziemy. Ot, sympatyczne czytadło na jeden wieczór.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *